Nobunaga’s Ambition: Sphere of Influence – Ascension

Nobunaga Oda to jedna moich ulubionych postaci historycznych z Kraju Kwitnącej Wiśni. Człowiek, który dla taktycznej przewagi w początku swojej politycznej i militarnej kariery udawał głupka by w kilka lat później podbić prawie cały kraj i zrewolucjonizować japońską sztukę wojenną, jest fascynująca postacią. Moja mini obsesja Nobunagą sprawiła, że niczym ćma do ognia pędzę do każdej gry z udziałem Ody. Teraz w moje ręce trafiło Nobunaga’s Ambition: Sphere of Influence – Ascension. Czy gra ta oferuje nam coś poza przydługim tytułem?

  Nobunaga’s Ambition: Sphere of Influence – Ascension to kolejna edycja kultowej, mającej ponad 30 lat na karku serii gier strategicznych. Ascension jest swego rodzaju samodzielnym rozszerzeniem wydanej w zeszłym roku gry Nobunaga’s Ambition: Sphere of Influence. Taka terminologia nie oddaje jednak dokładnie tego z czym mamy do czynienia. Recenzowana gra jest rozbudowaną i ulepszoną wersją tamtego produktu.

  Tylko dla formalności przypomnę, że Nobunaga’s Ambition to strategia turowa, w stylu gier takich jak Total War, Hearts of Iron, Romance of Three Kingdoms, Crusader Kings czy Civilization.https://www.youtube.com/embed/Ebc7GlgmCV4

  W produkcji tej wcielamy się japońskiego feudalnego władcę. Naszym celem jest zjednoczenie krainy rozdartej wewnętrznymi konfliktami. W grze mamy okazję stać się jednym z ponad 2000 oficerów z okresu Sengoku w tym samego Nobunagę Odę.

  Podstawą zabawy jest kilka kampanii przedstawiających Japonię w XVI i XVII wieku. Oparte są one na losach człowieka, który prawie zjednoczył Japonię i wydarzeniach po jego śmierci. Jest także fikcyjny scenariusz pozwalający na pobawienie się w rywalizację 30 klanów. Tym razem w przeciwieństwie do podstawowej edycji gry mamy większy wybór opcji tego, gdzie zaczniemy naszą przygodę. Co ciekawe mamy możliwość modyfikowania tego jak bardzo dokładne mają być scenariusze historyczne. Pozwala to wybrać nam czy chcemy bawić się w typową grę grand strategy, czy też może jesteśmy zainteresowani bliższym poznaniem historii tamtego fascynującego okresu historycznego. Możemy zdecydować czy postacie mają żyć tak długo jak było to naprawdę, czy ma dochodzić do wydarzeń znanych z historii, czy będziemy otrzymywać questy starające się naprowadzić nas na ścieżkę zgodną z prawdziwymi zdarzeniami. Element ten sprawdza się fajnie bo dobrze bawić mogą się zarówno osoby takie jak jak, które chcą trochę lepiej poznać niektóre wątki epoki Sengoku jak i zainteresowani scenariuszami co by było gdyby.

  Gameplay w Nobunaga’s Ambition: Sphere of Influence – Ascension przypomina inne gry tego typu. Budujemy i rozbudowujemy swoje miasta, bawimy się w dyplomację i dozbrajamy swoją armię na wypadek konfliktów. Co turę, która trwa w świecie gry miesiąc możemy rozbudowywać nasze zasoby, budować nowe pola, powoływać nowych rekrutów do wojska czy tworzyć sojusze. Po każdym naszym ruchu zostajemy przeniesieni na ekran narady, gzie zaprezentowane nam zostają informacje na temat wydatków i przychodów naszych ziemi. Zostajemy także uraczeni informacjami na temat sytuacji w naszym skrawku świata. Im więcej ziemi zdobędziemy tym więcej zarządzania i tych samych trochę nudnych akcji nas czeka. Na szczęście są one otoczone elementami fabularnymi, które moim zdanie są olbrzymim magnesem całej produkcji.

  Walki są częścią gry. Będziemy budować krótkotrwałe sojusze i prosić naszych przyjaciół o pomoc po to by wykańczać naszych sąsiadów na drodze do dominacji nad wyspą. Potyczki nie wyglądają tak imponująco i nie są tak rozbudowane jak w najnowszych odsłonach cyklu Total War. Przypominają one jednak to co znamy z tamtej serii. Toczą się one w czasie rzeczywistym ale mamy oddana do dyspozycji funkcję pauzy. Możemy wydawać proste rozkazy i korzystać ze specjalnych umiejętności, które przy odpowiedniej taktyce pozwolą nam na eliminację silniejszych przeciwników. Bitwy obserwujemy albo z bardzo prostego widoku taktycznego, gdzie formacje przedstawione są za pomocą klocków albo z widoku oficera. Wtedy obserwujemy pole walki z zza naszego oddziału.

  Tegoroczna edycja Nobunaga’s Ambition przynosi ze sobą olbrzymią zmianę. Chodzi o wprowadzenie systemu awansowania w karierze politycznej naszej postaci. Na początku kampanii otrzymujemy listę poleconych scenariuszy, gdzie możemy wcielić się w historyczne postacie na o różnej pozycji na feudalnej drbinie. Dzięki temu mamy możliwość zaczęcia zabawy jako wasal jednego z władców. Jako osoba postawiona niżej w danym klanie wykonujemy zadania pzydzielone przez naszego daimyo. Nasze sukcesy sprawiają, że dostajemy coraz to ważniejsze zadania i większą odpowiedzialność. Wraz z tym stajemy się coraz bardziej ważną postacią, zwiększamy swoją sferę wpływów i podległe nam tereny. Z czasem dostajemy się do wewnętrznego kręgu władcy i mamy większy wpływ na jego decyzje.   Rozwiązanie to nie jest niczym nowym i występuje w grach od studia Paradox.  W przypaku Nobunaga’s Ambition bonusem jest jednak cała otoczka okresu Sengoku. 

  Jeden scenariusz z Sphere of Influence – Ascension może trwać wiele godzin. Wszystko zależy od ustawionego poziomu trudności kampanii, tego jakie opcje gry wybraliśmy (mamy całkiem sporą możliwość modyfikacji) i tego jakim klanem gramy. Zabawa jako daymio i delegowanie wszystkim przypomina poprzednią wersję Nobunaga’s Ambition. Jednak wariant z zaczęciem jako niskiej rangi oficer zarządzający jedynie skrawkiem ziemi dodaje produkcji nowe warstwy strategiczne i znacznie zwiększa żywotność. Oczywiście wymogiem jest to, że sam gameplay musi się nam podobać. Bez tego tegoroczna zmiana nie ma zbyt wielkiego znaczenia.

  Od strony graficznej Nobunaga’s Ambition prezentuje się strasznie przeciętnie. Grę otwiera ładne intro ale przez większość zabawy patrzymy na statyczne portrety postaci i zdecydowanie nie efekciarskie mapy. Interfejs wydaje się być dostatecznie przejrzysty i czytelny. Nie miałem większych problemów z odnalezieniem komend które mnie w danej chwili interesowały. Jednak sterowanie padem nie jest w stanie zastąpić myszki. Musimy przyzwyczaić się do kombinacji przycisków i tego, ze większość komend wydalibyśmy znacznie szybciej gdybyśmy nie byli skazani na trzymanie w łapach Dual Shock 4.

  Jeśli chodzi o kwestię audio to jest podobnie jak w przypadku wideo. Mamy do czynienia z czymś retro lub jak kto woli grą stworzoną z myślą o systemach starszej generacji. W grze gdzie mamy masę fabuły nie ma prawie wcale głosów. Zostajemy zmuszeni do czytania sporej ilości tekstów. Przygrywająca nam podczas rozgrywki muzyka pasuje do tego typu gier. Można by rzec że muzyce z Nobunaga’s Abition brakuje jakichś elementów wyróżniających ją z tłumu. Nie wiem czy jej uniwersalność jest zaletą ale bez problemu wyobrażam sobie te same utwory w innych grach

  Wszystkie zmiany w Nobunaga’s Ambition: Sphere of Influence – Ascension sprawiły, że miałem ochotę jeszcze raz przechodzić te same scenariusze po to tylko by zobaczyć scenki z konsekwencjami politycznymi moich wybryków. Bardziej emocjonujący system bitew zachęcił mnie do walczenia jak nigdy wcześniej. Możliwość pięcia się po karierze w naszym klanie to miód na moje serce, który sprawił, że Ascension ma praktycznie wszystko czego oczekuję od tego typu gier.

  Nobunaga’s Ambition: Sphere of Influence – Ascension to z automatu najlepsza tego typu gra jaka pojawiła się na PlayStation 4. Rozszerzona edycja zeszłorocznej gry dodaje wiele świetnych elementów, takich jak wspinanie się po szczeblach kariery politycznej. Fani Sphere of Influence raczej powinni być zadowoleni z tych dodatków. Osoby myślące o zagraniu w produkcje typu grand strategy na konsoli mogą śmiało interesować się tym tytułem. Ascension pod każdym względem przewyższa podstawową wersję gry. Dlatego też nie mogę doczekać się kolejnych dziesiątek jaki spędzę udając, że jestem Nobunagą Oda.  

Total War: Warhammer

Zawsze byłem przekonany że Warhammer nie ma zbyt wielkiego szczęścia do gier. Nie mówię o 40K, które może pochwalić się genialnym Dawn of War tylko o tym tradycyjnym Warhammerze w wersji fantasy. W ostatnich latach sytuacja ta uległa jednak pewnej zmianie. The End Times – Vermintide okazało się być całkiem fajną wariacją na temat Left 4 Dead.Teraz przychodzi pora na grę strategiczną z segmentu AAA. Czyżby Total War: Warhammer oznaczało, że dla produkcji Games Workshop nadchodzą dobre czasy?

Warhammer znany jest mi głównie z książek, audiobooków i gier. W każdym razie oryginalnie była to brytyjska figurkowa gra bitewna, która to wraz biegiem lat i kolejnymi edycjami rozrosła się do olbrzymich rozmiarów. Dla zrozumienia czym jest to uniwersum najlepiej powiedzieć, że mamy standardowe fantasy z okrami, ludźmi, krasnoludami i innymi bajerami. W trybie kampanii wybieramy jedną z 4 zwaśnionych ze sobą stron i wyruszamy na podbój. Mamy wybór spośród ludzi, krasnoludów, orków i wampirów. Każda ze stron ma swoje mocne i słabe strony, drzewka rozwoju a także specjalne jednostki i umiejętności. Poza tymi czterema grupami jest także jeszcze Chaos. Jednak ta strona konfliktu pojawia się wyłącznie jako DLC. Osoby które zakupią grę przed premierą lub w pierwszym tygodniu po wyjściu Total War; Warhammer mają za darmo otrzymać dostęp do sił Chaosu.

Początkowy filmik przedstawia nam sytuację, w której do wybranej przez nas frakcji przychodzi niewidomy jasnowidz, który pełni funkcję naszego doradcy i serwuje nam opcjonalne wprowadzenie do rozgrywki. Sytuacja wygląda tak, że dzieje się źle i szykuje się wielka wojna. My musimy zjednoczyć naszą frakcję i przygotować się na walkę z innymi rasami zamieszkującymi świat. W przypadku Imperium będzie to na przykład zjednoczenie ludzi pod banerem młodego cesarza. Oczywiście nad wszystkimi wisi widmo zagrożenia ze strony sił Chaosu. Kampania każdej ze stron to jakieś kilkadziesiąt godzin rozgrywki.

Seria gier od Creative Assembly to połączenie strategii typu 4X (eksploracja, ekspansja, eksploatacja eliminacja) z bitwami utrzymanymi w konwencji bliższej grom RTS. Mamy więc dwie fazy rozgrywki. Eksplorację połączoną z rozbudową naszego królestwa i dość częste batalie z przedstawicielami innych frakcji.

Można powiedzieć, że część gry przypomina cykl Cywilizacja. Armie reprezentowane są przez pojedyncze jednostki posiadające określoną ilość punktów ruchu, my co turę otrzymujemy odpowiednią ilość surowców i decydujemy, w którą stronę będziemy się rozwijać. Kiedy zakończymy swój ruch przyjdzie pora na kolej pozostałych ras i frakcji. Nowa tura to przeskoczenie do przodu o określoną ilość lat i tak dalej. Na mapie możemy natknąć się na „pionki” przeciwnika, jego miasta czy porty. Wtedy też mamy okazję powalczyć. Gra daje nam wybór symulowanego starcia, w którym to na pazie algorytmów zostanie wskazany zwycięzca. Możemy też sami zająć się dowodzeniem swoich wojsk. Wtedy to przeniesiemy się na mapkę regionu w którym stoczymy starcie. Decydujemy o formacji naszych wojsk i początkowym rozlokowaniu naszych wojowników. Kiedy już przejdziemy do ataku to dostajemy w swoje ręce RTS. Mamy swoje jednostki, które możemy grupować i oddać tymczasowo pod dowództwo AI lub samemu dowodzić zgrupowaniami żołnierzy. Jednostki uzależnione są od tego, którą grupą gramy i jak budowaliśmy nasze wojska. Każda ze stron ma ma odrębne typy jednostek o różnych właściwościach. Do tego możemy werbować potężnych bohaterów przydatnych na polach bitew lub działających jako nasi asasyni.

Jak przystało na solidny RTS taktyka ma tutaj duże znaczenie i elementy takie jak flankowanie czy wciąganie wroga w zasadzki mają duży wpływ na wygraną. Wynika to po części z morale jednostek, które po złamaniu linii przez wroga potrafią zacząć uciekać. Dzięki temu mniejsza armia jest w stanie rozbić teoretycznie większego przeciwnika. Muszę jednak ostrzec tych przyzwyczajonych do szybkich starć z gier takich jak Starcraft czy Command & Conquer. Mimo, że nie ma tutaj aspektu budowania bazy i kupowania jednostek to walki są zdecydowanie wolniejsze niż w tamtych tytułach. Wojska poruszają się dość wolno nawet przy największym przyśpieszeniu upływu czasu. Dlatego też musimy planować i szykować się na ruchy przeciwnika. Taktyka oparta na reakcyjnych działaniach skazana jest na porażkę bo powolny ruch jednostek sprawia, że większa nieskoordynowana armia może zostać łatwo rozbita przez mniejsze ale dobrze zorganizowane siły.

Zdobywanie miast czy portów wyglądać będzie trochę inaczej niż walka w lasach czy ubitej ziemi. Po pierwsze korzystać będziemy z maszyn oblężniczych i ewentualnych statków. Po drugie istnieje możliwość wygranej poprzez prowadzenia oblężenia do momentu aż w danym mieście skończą się zapasy. Po walce przedstawione nam są statystyki na temat danej bitwy. Mamy też możliwość o zadecydowaniu o losie pojmanych przeciwników. Wcielenie ich do naszej armii, egzekucja czy okazanie łaski są naszym wyborem.

Tryb turowy wraz z bitwami RTS uzupełniają się bardzo dobrze i tworzą interesujący i unikatowy miks. Opanowanie ich podstaw nie jest zbyt skomplikowane jednak bardziej zaawansowane techniki i taktyki wymagają już trochę wprawy. Aby przetrwać musimy jednak całkiem skutecznie korzystać ze wszystkich oddanych w nasze ręce mechanizmów. Budowanie sojuszy za pomocą dyplomacji, rozbudowa naszych miast tak by mieć dostęp do nowych typów jednostek. Jednocześnie musimy dbać o porządek i budowę struktur dostarczających na finanse. Jest jeszcze całe drzewko technologiczne, gdzie decydujemy o różnych bonusach i ulepszeniach naszego królestwa. W przeciwieństwie do cyklu Cywilizacja jesteśmy tutaj zdani raczej na militarne zwycięstwa. Nie oznacza to jednak, że możemy kompletnie olać kwestię rozbudowy naszych ziem i tworzenia defensywnych lub ofensywnych sojuszy. Wszystko to nawet nie ociera się o poziom Europa Universalis czy Crusader Kings ale z początku, gdy jeszcze nie wiemy dokładnie jak co działa i do czego tak naprawdę służy możemy poczuć się przytłoczeni turową częścią rozgrywki.

Total War: Warhammer oferuje nam sporo trybów rozgrywki. Poza standardową kampanię, gdzie zarządzamy przedstawicielami jednej z frakcji mamy też kampanię multiplayerową. Jeśli długa sesja z tym tytułem nie jest tym na co mamy ochotę to możemy wybrać także pojedyncze bitwy. Tutaj mamy dwa warianty. Rozegranie jednego ze scenariuszy kampanijnych lub stworzenie własnej bitwy. Każdy z dowódców frakcji ma jakieś 5-7 specjalnych bitew na które natrafimy w głównym trybie gry. W trybie Battles możemy te questy rozegrać bez całej dodatkowej otoczki strategicznej. Zero martwienia się o rozwój swojego imperium. Po prostu walczymy i wygrywamy. Podobnie ma się sprawa z pojedynczymi scenariuszami. Decydujemy z kim, gdzie i z jakimi siłami walczymy a także ustawiamy limit czasu potyczki. Obok tego mamy jeszcze walki w wersji multiplayer

Nie jestem wyjadaczem ale grałem w każdą cześć cyklu Total War poza Attila. Dlatego też wyłapanie podstaw rozgrywki nie było dla mnie wielkim problemem. Jednak nie trudno mi wyobrazić sobie ból głowy osoby, która nie miał dotychczas kontaktu z produkcjami Creative Assembly. W pewnym stopniu może być to wina przytłaczającego interfejsu, który nie zostaje dostatecznie wytłumaczony w początkowej fazie gry. Może lepiej ująć to inaczej. Nic nie zostaje nam przedstawione w łopatologiczny sposób. Zamiast tego mamy całą Total War; Warhammer wikipedię, gdzie wszystko zostaje nam pokazane. Rozwiązanie tego typu na pewno nie przypadnie do gustu części graczy. Tyle mojego noobowskiego przynudzania na ten temat wystarczy.

Nie wiem czy najnowszy Total War trafi do wszystkich. Porzucenie historii na rzecz fantasy może nie każdemu przypaść do gustu. Zmiana ta ma jednak sens i pozwala na rozbudowanie gameplayu o kilka rzeczy, które były niewykonalne w przypadku produkcji przedstawiających rzeczywiste postacie i zdarzenia. Pozwala to na rozbudowanie gameplayu i uczynienie poszczególnych stron bardziej różnorodnymi niż miało to miejsce wcześniej. Osobiście nie mam nic przeciwko, orkom, krasnoludom i wampirom ale spotkałem się z opiniami, że z tego powodu gra jest bardziej dziecinna. Nie jest to prawdą ale rozumiem, że świat fantasy może komuś nie pasować.

Total War: Warhammer buduje na dotychczasowym dorobku serii od Creative Assembly. Dlatego też fani totalnej wojny poczują się jak w domu już od pierwszych minut. Osoby nie zaznajomione z tego typu strategiami na początku poczują się nowym Total War bardzo przytłoczone. Warto jednak przecierpieć te kilka pierwszych godzin. Ja już nie mogę się doczekać kiedy rozpocznę kolejną kampanię i przejmę świat Warhammera siłami Chaosu.

Nobunaga’s Ambition: Sphere of Influence

Koei jest kojarzone przez wielu wyłącznie z grami z cyklu Warriors. Proste siekanki znalazły swoją niszę, która pozwala firmie na istnienie. Nie należy jednak zapominać, że to japońskie studio zna się na czymś więcej niż tylko tworzeniu button masherów osadzonych w dawnych Chinach. Dowodem na to ma być wydane właśnie Nobunaga’s Ambition : Sphere of Influence. Czy tytuł ten jest czymć godnym uwagi? Czy lepiej by Koei pozostało przy robieniu swoich slasherów?

Nobunaga’s Ambition to liczący sobie już ponad 30 lat cykl historycznych gier typu grand strategy. Brzmi to trochę dziwnie ale Koei stworzyło cały gatunek znany z produkcji takich jak Total War, Crusader Kings czy Hearts of Iron. Sphere of Influence to 14 gra z tego cyklu wydana oryginalnie w Japonii w 2013 roku. Teraz na zachodzie trafiła ona na PS4 i komputery osobiste.

Sphere of Influence to strategia turowa, w której wcielamy się japońskiego feudalnego władcę. Naszym celem jest zjednoczenie krainy rozdartej wewnętrznymi konfliktami. W grze mamy okazję wcielić się w samego Nobunagę Odę. Mamy do wyboru wielu oficerów a także oddano nam w ręce możliwość stworzenia własnych postaci i klanów.

Zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony przez wprowadzenie do gry. Zaoferowany przez twórców tutorial w prosty i zabawny sposób uczy nas o podstawowych elementach gry. Nie ma zagłębiania się w tajniki ale nowy gracz nie będzie czuł się zagubiony. Doceniam to bo moje pierwsze przygody z Europa Universalis były męczarnią. Dodatkowo w późniejszej fazie gry zostają nam wytłumaczone kolejne elementy i mamy dostęp do poradnika. Element ten nie jest kompletnie potrzebny wyjadaczom tego typu gier bo Nobunaga’s Ambition może wydawać się im dziecinne proste w porównaniu z takim Crusader Kings II. Nowicjusze jednak nie odbiją się od ściany jak ma to miejsce w przypadku podobnych tytułów.

Jeśli chodzi o samą grę to oddano w nasze ręce kilka kampanii przedstawiających Japonię w XVI i XVII wieku. W nasze ręce zostaje oddanych 10 scenariuszy historycznych. Oparte są one na losach człowieka, który prawie zjednoczył Japonię i wydarzeniach po jego śmierci. Jest także fikcyjny scenariusz pozwalający na pobawienie się w rywalizację 30 klanów. Co ciekawe mamy możliwość modyfikowania tego jak bardzo dokładne mają być scenariusze historyczne. Możemy zdecydować czy postacie mają żyć tak długo jak było to naprawdę, czy ma dochodzić do wydarzeń znanych z historii, czy będziemy otrzymywać questy starające się naprowadzić nas na ścieżkę zgodną z prawdziwymi zdarzeniami. Element ten sprawdza się fajnie bo dobrze bawić mogą się zarówno osoby takie jak jak, które chcą trochę lepiej poznać niektóre wątki epoki Sengoku jak i zainteresowani scenariuszami co by było gdyby.

Rozgrywka przypomina inne gry tego typu. Budujemy i rozbudowujemy swoje miasta, bawimy się w dyplomację i dozbrajamy swoją armię na wypadek konfliktów. Co turę, która trwa w świecie gry miesiąc możemy rozbudowywać nasze zasoby, budować nowe pola, powoływać nowych rekrutów do wojska czy tworzyć sojusze. Po każdym naszym ruchu zostajemy przeniesieni na ekran narady, gzie zaprezentowane nam zostają informacje na temat wydatków i przychodów naszych ziemi. Zostajemy także uraczeni informacjami na temat sytuacji w naszym skrawku świata. Im więcej ziemi zdobędziemy tym więcej zarządzania i tych samych trochę nudnych akcji nas czeka. Na szczęście są one otoczone elementami fabularnymi, które moim zdanie są olbrzymim magnesem całej produkcji.

Walki są częścią gry. Będziemy budować krótkotrwałe sojusze i prosić naszych przyjaciół o pomoc po to by wykańczać naszych sąsiadów na drodze do dominacji nad wyspą. Potyczki nie wyglądają imponującą i nie są tak rozbudowane jak w cyklu Total War. Toczą się one w czasie rzeczywistym ale mamy oddana do dyspozycji funkcję pauzy. Możemy wydawać proste rozkazy i korzystać ze specjalnych umiejętności, które przy odpowiedniej taktyce pozwolą nam na eliminację silniejszych przeciwników. Szkoda trochę że zdecydowano się na bardzo nudny i nie interesujący sposób zaprezentowania starć. Odbiera to wiele z ich epickości. Oglądanie kolorowych klocków działało na mnie trochę usypiająco. Co innego gdybym miał możliwość oglądania bitwy w stylu Samurai Warriors.

Muszę jeszcze raz wspomnieć o systemie questów. Wydają się one być świetnym rozwiązaniem dla osób trochę zagubionych. Naprowadzają one nas na ścieżkę jaką należy podążać do sukcesu. Osobiście czułem się pewniej gdy miałem wyznaczony konkretny cel na czas najbliższy a nie tylko zadanie podboju świata. Plus podoba mi się takie prowadzenie gry. Poza zabawą mam wtedy też lekcję historii i okazję do lepszego zrozumienia pewnych zdarzeń i poczynań Nobunagi.

Ważnym elementem gry wydaje się być oddelegowanie pewnych czynności na swoich oficerów. Jak przystało na władcę nie mamy czasu zajmować się każdą kwestią osobiście. Dlatego też należy powierzać pewne zadania i tereny w opiekę swoich ludzi. Innym znaczącym elementem są relacje.

Kluczem do sukcesu w grze jest budowanie sojuszy i pozyskiwanie oficerów służących w innych klanach. Mamy możliwość podkupywania ich tak by zdradzili swoich panów. To samo jednak tyczy się nas i należy pilnować lojalności i zadowolenia swych ludzi by nie skończyć tak jak tytułowy bohater gry.

Jeden scenariusz z Sphere of Influence może trwać wiele godzin. Wszystko zależy od ustawionego poziomu trudności kampanii, tego jakie opcje gry wybraliśmy (mamy całkiem sporą możliwość modyfikacji) i tego jakim klanem gramy. Dlatego też dołączone do gry 11 scenariuszy powinno nam starczyć na setki godzin. Jeśli będzie nam mało to gra już w tej chwili ma masę DLC dodających nowe scenariusze.

Od strony graficznej Nobunaga’s Ambition prezentuje się strasznie przeciętnie. Grę otwiera ładne intro ale przez większość zabawy patrzymy na statyczne portrety postaci i zdecydowanie nie efekciarskie mapy. Pochwalić mogę interfejs, który to wydaje się być dostatecznie przejrzysty i czytelny. Nie miałem większych problemów z odnalezieniem komend które mnie w danej chwili interesowały.

Jeśli chodzi o kwestię audio to jest podobnie jak w przypadku wideo. Mamy do czynienia z czymś retro lub jak kto woli grą stworzoną z myślą o systemach starszej generacji. W grze gdzie mamy masę fabuły nie ma prawie wcale głosów. Zostajemy zmuszeni do czytania sporej ilości tekstów. Przygrywająca nam podczas rozgrywki muzyka pasuje do tego typu gier. Można by rzec że muzyce z Nobunaga’s Abition brakuje jakichś elementów wyróżniających ją z tłumu. Nie wiem czy jej uniwersalność jest zaletą ale bez problemu wyobrażam sobie te same utwory w innych grach.

Oczywiście Nobunaga’s Ambition nie jest idealną strategią. Można mieć zarzuty do byle jakiego AI czy tego, że w porównaniu z innymi produkcjami gra cechuje się dość prostym systemem ekonomicznym i tym, że ważne jest delegowania funkcji zarządcy na swoich oficerów. Mi jednak kwestie te nie przeszkodziły w delektowaniu się tą produkcją.

Na koniec wspomnę jeszcze o jednej trochę dziwnej bonusowej opcji jaka znajduje się w grze. Mamy możliwość zmienić portrety oficerów na obrazki kotów lub postacie z nie wydanej w Europie gry Saihai no YukueTen trochę dziwaczny dodatek może przypaść do gustu miłośnikom czworonogów.

Ta produkcja Koei trafiła w moje gusta po części z powodu mojej fascynacji postacią Nobunagi. To zapewne zaważyło na tym jak odbieram całą produkcję. Jestem jednak przekonany, że połączenie interesującej historii z całkiem solidnym gameplayem nadaje tej grze wyjątkowej osobowości, której często brakuje mi w podobnych tytułach. Sphere of Influence nie wydaje się być tak skomplikowanym tytułem jak gry od Paradox. Moim zdaniem tytuł ten nadrabia to jednak walorami edukacyjnymi i możliwością lepszego poznania wciągającego okresu z japońskiej historii.

Nobunaga’s Ambition: Sphere of Influence to raczej tytuł niszowy. Gra skierowana głównie do fanów strategii typu grand i ewentualnie osób zainteresowanych historią Japonii z okresu Sengoku. Ja zostałem bardzo przyjemnie zaskoczony przez ten tytuł i bawiłem się przy nim lepiej niż się tego spodziewałem. Jeśli kogoś kompletnie nieobeznanego w temacie interesują tego typu gry i chciałby dać im szansę o wydaje mi się, że ta produkcja od Koei będzie dobrym startem przygody z grami grand strategy.

Skulls of the Shogun: Bone-A-Fide Edition

skulls-of-the-shogun-preview-01-620x348Feudalna Japonia pojawiła się już w setkach gier poczynając od Onimushy poprzez Samurai Warriors kończąc na Kessen. Tym razem tematyka ta jest zaprezentowana w odmienny od standardowego sposób. Będziemy mogli poznać zaświaty, do których wędrują samurajowie po zakończeniu swej przygody na ziemskim padole. Pozbawieni skóry i ciała i nie stracili swoich cech charakteru. Jednak czy te kościotrupy podobnie jak sama gra mają w sobie jeszcze trochę życia? Czytaj dalej