Atelier Lydie & Suelle The Alchemists and the Mysterious Paintings

Kompletnie nie znam się na sztuce. Praktycznie każdą wizytą w jakimś muzeum albo galerii kończy się wpadką z mojej strony. Nie potrafię docenić klasycznych obrazów i rzeźb i nie rozumiem co wspaniałego kryje się w sztuce współczesnej. Jest to dość problematyczne bo tak się złożyło, że muszę dość często odwiedzać przybytki naszpikowane dziełami i innymi pierdołami, które latają mi koło nosa. Wychodzi na to że preferuję prostą masówkę i jakieś plakaty z gierek i filmów, a stare malowidła nie robią na mnie wrażenia. Dlaczego przynudzam o sztuce i obrazach? No bo najnowsza odsłona cyklu Atelier serwuje nam wątek obcowania z tajemniczymi malowidłami. Tylko czy taki patent  nie sprawia, że  Atelier Lydie & Suelle: The Alchemists and the Mysterious Paintings staje się produkcja jedynie dla koneserów sztuki?

Atelier Lydie & Suelle: The Alchemists and the Mysterious Paintings to 19 „duża” odsłona serii świętującej swoje 20 lat na rynku. Jednocześnie tytuł ten jest zwieńczeniem kolejnej trylogii w multiwersum Atelier. Innymi słowy, ta gierka ciągnie za sobą sporo historii. Na szczęście gra została tak skonstruowana, że znajomość wcześniejszych odsłon cyklu nie jest nam do niczego potrzebna. W końcu praktycznie każda gra w serii to osobna historia i nowe główne bohaterki plus ewentualne gościnne występy postaci z wcześniejszych gier. Dlatego mimo kilkunastu gier i 20 lat na karku Atelier nadaje się dla każdego.

Atelier Lydie & Suelle opowiada o perypetiach tytułowych sióstr. Młode dziewczyny żyją ze swoim ojcem malarzem i marzą o tym by podbić świat alchemików i zarobić trochę kasy. Droga do tego celu nie jest usłana różami i wiąże się z masą pracy i wykonywaniem setek zadań dla mieszkańców naszej wioski. Na dokładkę nasze bohaterki czasem „wpadną” do obrazów znajdujących się w piwnicy. Czy ta tajemnicza umiejętność ma coś wspólnego z ich nieobecną matka? Odpowiedź na to pytanie poznacie po jakichś 30 godzinach gry w The Alchemists and the Mysterious Paintings.

Fabuła tej produkcji,  to w dużym stopniu te same „ciepłe kluchy” co reszta gier z serii Atelier. Nie pisze tego by negować historie z tych produkcji czy czepiać się tego czym są te tytuły. Osobiście uwielbiam produkcje gdzie stawką nie jest ratowanie Ziemi przed terrorystami, kosmitami, potworami i klątwami. Tutaj mamy wyprawę młodej dziewczyny w celu poznania świata i siebie samej. Coś stosunkowo lekkiego i bardzo przyjemnego. Dwie siostry są pozytywnie nastawione do życia i nic nie stanowi dla nich zbyt wielkiego problemu. Wszystko jest cacy i nawet wątki takie jak ojciec okradający córki, przedstawione są w raczej komiczny sposób. Nie mamy jakiejś fascynującej  i porywającej  fabuły o epickich przygodach od zera do bohatera. Quest, który przed nami postawiono jest zdecydowanie bardziej przyjemny i sprowadza się do hasła z Pokemonów. Naszym wyzwaniem jest zebranie wszystkich przepisów i zostanie  najlepszym duetem alchemików na świecie.

Cykl Atelier jest dość nietypowym przedstawicielem gatunku role playing. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie po kontakcie z każdą nową odsłoną serii. Zazwyczaj w grach RPG system walki odgrywa ważną rolę i często decyduje o tym czy warto z daną produkcja spędzić dziesiątki godzin. Tutaj jest trochę inaczej bo element walki zostaje potraktowany po macoszemu. Spełnia on swoje zadanie, ale nigdy nie wychodzi poza minimum niezbędne do tego by dana produkcja była grywalna. Atelier Lydie & Suelle: The Alchemists and the Mysterious Paintings opiera się na prostym, turowym systemie. Mamy dostęp do ataku, obrony i specjalnych umiejętności. Możemy także używać stworzonych przez nas przedmiotów takich jak bomby czy mikstury lecznicze. Wszystko jest bardzo proste i nawet gdy nasza ekipa rośnie do kilku postaci, jest raczej nudnawo. Brakuje czegoś co sprawiłoby, że potyczki z kolejnymi przeciwnikami są emocjonujące. Pomijam już to, że sama warstwa taktyczna nie jest specjalnie rozbudowana i spamowanie tych samych ataków często załatwia sprawę.

Poza walkami  i wykonywaniem drobnych questów mamy także cały system alchemii. Opiera się on w znacznym stopniu o odkrywanie kolejnych przepisów. Robimy to w dość interesujący sposób. Sophie może zostać zainspirowana przez rzeczy napotkane podczas swoich wypraw. Kiedy wymyślimy już coś, to przechodzimy do swojego kociołka i zaczynamy proces tworzenia. Używamy przedmiotów określonych kategorii i układamy je na specjalnym polu. Ten element rozgrywki przypomina trochę układankę. Naszym celem jest  ustawienie naszych klocków (przedmiotów) tak, by zakryć jak największą ilość pól dających nam bonusy. Nie jest to strasznie skomplikowane, ale wprowadza całkiem miłe urozmaicenie gameplayu  i pozwala naszym umiejętnościom wpłynąć na jakość mikstury/przedmiotu, który będziemy tworzyć.

Kolorowy, radosny świat wypełniony jest wesołymi postaciami, które aż emanują pogodnością. Wszystko utrzymane w kreskówkowej stylistyce anime w wariancie cell shading.  Zachwycam się tym głównie ze względu, że każda z gier z Atelier w nazwie jest bardzo ciepłą produkcją. Grafika jest idealnie dopasowana do tej stylistyki.  Słodkie kolorki mogą wydać się bardzo banalne, ale z jakichś względów ta oprawa działa na mnie bardzo kojąco. Atelier Lydie & Suelle to gra  naprawdę przyjemna dla oka, mimo że nie wykorzystuje się pełnego potencjału PlayStation 4. Widać że silnik napędzający produkcje jest już trochę przestarzały i gra mogłaby wyglądać znacznie lepiej. Niestety prawdopodobnie tak długo jak kolejne odsłony cyklu będą pojawiać się na PlayStation Vita, tak długo nie zobaczymy lepszej oprawy graficznej.

Jeśli chodzi o audio to trochę nieprzyjemnym zaskoczeniem jest brak angielskiego voice actingu. Poprzednie odsłony cyklu Atelier to czołówka gier jeśli chodzi o tą kwestię. Głosy postaci były zawsze dobrane idealnie i budowały pozytywny nastrój całego tytułu. Tym razem Koei Tecmo postanowiło zaoszczędzić na tym aspekcie gry i mamy do czynienia z oryginalnymi japońskimi głosami i napisami. Nie mam z tym jakiegoś strasznie wielkiego problemu, ale szkoda, że pozbawiono nas możliwości grania z naprawdę dobrym „dubbingiem”.

Najnowszy Atelier to kolejna gra z tego cyklu, którą miałem okazję ogrywać w przeciągu ostatnich kilku lat. Z tego powodu wiele elementów  już nie robi na mnie takiego wrażenia. Rozgrywka nadal jest przyjemna i sprawdza się jako odstresowanie od poważniejszych gier w ten sam sposób, co tytuły takie jak Animal Crossing czy stary dobry Harvest Moon. Zbieranie surowców by tworzyć kolejne przedmioty i wykonywać zadania powierzone nam przez mieszkańców naszego miasteczka sprawdza się całkiem dobrze. Dodatkowo produkcja jest na tyle prosta, że poradzi sobie z nią nawet osoba, która nie miała wcześniej styczności z gatunkiem RPG. Boję się jednak, że twórcy z Gust popadają w rutynę i rezygnują z innowacji.

Podsumowanie

Atelier Lydie & Suelle: The Alchemists and the Mysterious Paintings  jest solidnym, odtwórczym tytułem, który ma prawo się podobać. Nowicjusze powinni być zadowoleni z tego nietypowego podejścia do gatunku RPG. Osoby mające do czynienia z poprzednimi grami z cyklu mogą narzekać na brak poważniejszych zmian i wywalenie kilku patentów z poprzednich gier. Koniec końców pozostajemy z niezłym tytułem, który mógłby być pod  prawie każdym względem (oprawa audiowizualna, fabuła, system walki) zdecydowanie lepszy.

Atelier Firis: The Alchemist and the Mysterious Journey

Czasem mam wrażenie, że lubię bardzo dziwne gry. Ekscytuję się premierami, które nie jarają większości graczy. Za to megahity, które wychwalane są pod niebiosa przez recenzentów i graczy jakoś specjalnie mi nie podchodzą. Wmawiam sobie że to z reszta świata coś jest nie tak. Przecież to niemożliwe żebym to ja miał kiepski gust. Kiedy jestem na skraju załamania nerwowego na rynku pojawiają się takie gierki jak Atelier Firis: The Alchemist and the Mysterious Journey. Dzięki tego typu produkcjom wiem, że to ja mam racje.

Bohaterką Atelier Firis: The Alchemist and the Mysterious Journey jest młoda dziewczyna, która całe swoje dotychczasowe życie spędziła w podziemnym mieście. Dom Firis to kopalnia odgrodzona od reszty świata olbrzymimi wrotami. Większość mieszkańców wioski nigdy nie widziało zewnętrznego świata. Firis jednak marzy by opuścić swoja podziemną klatkę i zobaczyć jak wygląda niebo i morze. Zrządzenie losu sprawia, że do wioski Firis wpada bohaterka poprzedniej gry z serii – Sophie. Dziewczyna zachęca Firis do nauki alchemii i wyruszenia po oficjalną licencję alchemika. Mimo sprzeciwu ze strony rodziców młoda dziewczyna w towarzystwie swojej walecznej siostry rusza na podbój świata.

Fabuła gry to w dużym stopniu te same „ciepłe kluchy” co reszta gier z serii Atlier. Nie pisze tego by negować historię z tych gier. Osobiście uwielbiam produkcje gdzie stawką nie jest ratowanie ziemi przed, terrorystami, kosmitami, potworami, klątwami. Tutaj mamy wyprawę młodej dziewczyny w celu poznania świata i siebie samej. Coś stosunkowo lekkiego i bardzo przyjemnego. Musze jednak zwrócić uwagę, że Firis nie jest typową bohaterką cyklu Atelier. Mam na myśli to, że dziewczyna nie jest tak sympatyczna jak reszta bohaterek serii. Chodzi mi głównie o to jak Firis odnosi się do swojej rodziny. Na początku swej wędrówki bohaterka zachowuje się jak nieznośny bachor. Dopiero w dalszej fazie przygody byłem w stanie ją polubić.

Atelier Firis powraca do systemu upływu czasu w grze. Ostatnie odsłony cyklu zrezygnowały z tej funkcji, dzięki czemu rozgrywka była znacznie wygodniejsza. Tym razem powracamy do nieustannie biegnącego czasu i wykonywaniem zadań przed upływem ich terminu.

Nie jestem do końca jakie jest moje zdanie na temat tego elementu gry. Z jednej strony produkcja staje się bardziej wymagająca i musimy działać w bardziej przemyślany sposób. Sztywne terminy motywują nas do sprawnego i konkretnego parcia przez questy. Z drugiej strony swobodna zabawa jak w Atelier Shallie czy Atelier Sophie była mi na rękę. Taka trochę leniwa rozgrywka idealnie pasowała do sielankowego klimatu produkcji. Dlatego też ucieszyłem się, gdy okazało się, że po wyrobieniu licencji alchemika z gry znika sztywny limit czasu. Oznacza to, że musimy się pilnować tylko przez fragment gry. Później wszystko się bardziej otwiera i mamy czas na robienie zadań pobocznych czy próbowanie stworzenia wszystkich przedmiotów. Wydaje mi się, że takie rozwiązanie jest niezłym kompromisem. Fani starszych odsłon cyklu Atelier ucieszą się z powrotu limitu czasowego. Ci którym przypadły do gustu ostatnie gry Gust, będą mili to co lubią plus zakosztują elementu charakterystycznego serii.

Ciekawą zmianą w stosunku do innych gier z serii jest nowa dynamika rozgrywki. Wcześniej było tak, że mieliśmy bazę wypadową i z co chwilę do niej wracaliśmy. Gry były tak skonstruowane, że mieliśmy swoje miasteczko z rodziną i przyjaciółmi. Wyruszaliśmy na wyprawę ale zawsze powracaliśmy do domu. Atelier Firis: The Alchemist and the Mysterious Journey stawia na motyw podróży. Tytułowa bohaterka wyrusza w świat i pozostawia za sobą rodzinny dom. Taka sytuacja prowadzi do trochę innej niż zwykle fabuły. Jednocześnie mamy wrażenie przemierzania nieznanego świata ramię w ramię z Firis. Ciągle idziemy do przodu i nie mamy po co patrzeć za siebie.

System tworzenia nowych przedmiotów zdaje się być żywcem przeniesiony z Atelier Sophie. Opiera się on znacznym stopniu o odkrywanie kolejnych przepisów. Robimy to w dość interesujący sposób. Firis może zostać zainspirowana przez rzeczy napotkane podczas swoich wypraw. Kiedy wymyślimy już coś to przechodzimy do swojego kociołka i zaczynamy proces tworzenia. Używamy przedmiotów określonych kategorii i układamy je na specjalnym polu. Ten element rozgrywki przypomina trochę układankę. Naszym celem jest ustawienie naszych klocków (przedmiotów) tak by zakryć jak największą ilość pól dających nam bonusy. Nie jest to strasznie skomplikowane ale wprowadza całkiem miłe urozmaicenie gameplayu i pozwala naszym umiejętnością wpłynąć na jakość mikstury/przedmiotu, który będziemy tworzyć.

Cykl Atelier nigdy nie słynął z przesadnie rozbudowanego systemu walki. Firis podobnie jak reszta serii opera się na prostym, turowym systemie. Mamy dostęp do ataku, obrony i specjalnych umiejętności. Możemy także używać stworzonych przez nas przedmiotów takich jak bomby czy mikstury lecznicze. Atelier Sophie ma kilka drobnych zmian wyróżniających ten tytuł ale nie są one niczym szokującym. Jest to na przykład system w którym w trakcie walki ładuje nam się pasek kombinacji ataków

Kolorowy, radosny świat wypełniony jest wesołymi postaciami, które aż promenują pogodnością. Wszystko utrzymane w kreskówkowej stylistyce anime w wariancie cell shading. Zachwycam się tym głównie ze względu, że każda z gier z Atelier w nazwie jest bardzo ciepłą produkcją. Grafika jest idealnie dopasowana do tej stylistyki. Słodkie kolorki mogą wydać się bardzo banalne ale z jakichś względów ta oprawa działa na mnie bardzo kojąco. Atelier Firis to gra naprawdę przyjemna dla oka, mimo że nie wykorzystuje się pełnego potencjału PlayStation 4.

Podobnie jest w przypadku sfery audio. Świetny voice acting, który sprawia, że postacie są strasznie sympatyczne, wspomagany jest przez przyjemny dla ucha soundtrack. Zarówno angielski jak i japoński voice acting są lepsze niż w 90% innych gier wydanych na konsole tej generacji.

Atelier Firis: The Alchemist and the Mysterious Journey to świetne połączenie elementów klasycznej serii z nowymi rozwiązaniami. Gust i Koei Tecmo dostarcza nam kolejną naprawdę przyjemną grę RPG, która zasługuję na uwagę nie tylko fanów gatunku.

Atelier Shallie Plus: Alchemists of the Dusk Sea

Atelier Shallie Plus: Alchemists of the Dusk Sea to przygoda dwóch dziewczyn o imieniu Shallie. Pierwsza z nich – Shallistera wywodzi się ze szlacheckiej rodziny i wraz ze swoja ekipą wyrusza na podróż by ratować swoją wioskę. Wynika to z tego, że świat w którym przyszło żyć bohaterom nieustannie zamienia się w pustynię. Źródła życiodajnej wody są coraz trudniejsze do odnalezienia. Shallistera zrobi wszystko by pomóc swojemu plemieniu. Druga z bohaterek to Shalotte. Zielonowłosa dziewczyna dorabia sobie jako sprzątaczka ulic i marzy o zarobieniu wielkich pieniędzy i zostaniu utalentowanym alchemikiem. Jej przygoda nie jest epicka i Shalotte nie stara się uratować nikomu życia. Mamy do czynienia z historią osoby, która stara się ciężką praca osiągnąć coś w życiu. Czytaj dalej

Atelier Sophie: The Alchemist of the Mysterious Book

Za każdym razem kiedy słyszę, że jakaś gra jest JRPGiem to w głowie mam od razu konkretny obraz. Wynika to z tego, że większość produkcji trzyma się konkretnej formuły. Miłym zaskoczeniem jest kiedy jakiś tytuł odskakuje od przyjętych standardów i robi coś interesującego. Atelier Sophie: The Alchemist of the Mysterious Book to jedna z takich właśnie produkcji. Tylko czy w tym wypadku inne oznacza lepsze? Może istnienie formuły gier JRPG ma sens i odstępstwa od niej prowadzą do fiaska?

Atelier Sophie: The Alchemist of the Mysterious Book jest 17 odsłoną ze stosunkowo mało popularnego cyklu gier RPG, który zadebiutował prawie 20 lat temu na oryginalnym PlayStation. Kolejne części gier podobnie jakw przypadku Final Fantasy połączone są ze sobą tematycznie i współdzielą ze sobą pewne elementy. Nie musimy znać poprzednich gier by móc dobrze bawić się przy tym tytule.

Atelier Sophie opowiada o losach tytułowej Sophie. Młoda dziewczyna po śmierci swojej babci przejmuje jej rolę jako lokalny alchemik. Niestety nasza bohaterka nie jest zbyt doświadczona i większość jej mikstur to niewypały. Sophie chce jednak pomagać swoim sąsiadom i podążyć śladami swojej utalentowanej babci. Dlatego to bohaterka nie zraża się swoimi niepowodzeniami i prze naprzód. Dziewczyna przez przypadek trafia na magiczną latająca i gadająca książkę. To nietypowe stworzenie potrzebuje pomocy bohaterki w odkryciu swoich wspomnień. W zamian za pomoc z tą kwestią książka oferuje Sophie swoją olbrzymią wiedzę alchemiczną. Bohaterka wraz ze swoimi przyjaciółmi pozwala pomóc książce w odblokowaniu jej pamięci. Całą ekipę spotyka masa przygód. Nie mamy tu więc jakiegoś epickiego questu o ratowaniu świata i dzielnych wojownikach przeciwstawiających się złu. Nasza bohaterka chce jedynie doskonalić swe umiejętności i pomóc komuś w potrzebie. Efektem tego działania są moim zdaniem zdecydowanie bardziej ludzkie i interesujące postacie. Mamy także trochę inne spojrzenie na to czym są przygody w grach JRPG. Wyprawa innej skali nie oznacza, że otrzymujemy gorszą grę.

Z tak przedstawioną historią wiąże się jeden problem. Nie mamy jakiejś fascynującej i porywającej nas fabuły. Quest który przed nami postawiono jest zdecydowanie bardziej przyjemny i sprowadza się do hasła z Pokemonów. Naszym wyzwaniem jest zebranie wszystkich alchemicznych przepisów a cały wątek tajemniczej księgi służy tak naprawdę jedynie jako zachęta i punkty kontrolne sprawdzające nasze postępy w grze.

W grze mamy podział na trzy lekko połączone ze sobą sfery. Pierwszą, tą najbardziej typową dla gatunku są walki. Kiedy opuszczamy nasze miasteczko zostaje nam zaprezentowana mapa świata z całą gamą lokacji odkrywanych w miarę postępów w grze. To tam wybieramy się po kolejne składniki do naszych mikstur ale także by wykonywać zadania poboczne i specjalne zlecenia. Miejsca do których trafimy to różnego rodzaju farmy, ruiny, lasy, gdzie będziemy napotykać na przeciwników. Pojedynki odbywają się w bardzo standardowym systemie turowym. Mamy dostęp do ataku, obrony i specjalnych umiejętności. Atelier Sophie ma kilka drobnych zmian wyróżniających ten tytuł ale nie są one niczym szokującym. Jest to na przykład system w którym w trakcie walki ładuje nam się pasek kombinacji ataków. Po jego napełnieniu któraś z postaci wykona dodatkowy atak. Dodatkowo wszystkie postacie poza tytułową bohaterką mają ograniczony dostęp do przedmiotów uzależniony od ich obeznania z alchemią. System walki spełnia swoje zadanie całkiem dobrze ale brakuje mi opcji przyśpieszenia animacji. Niestety walki potrafią trwać zdecydowanie zbyt długo przez to, że każdy atak i umiejętność ma swoją własną animacje, która trwa chwilkę. Te chwilki nagromadzają się jednak dość szybko i zaczynają tworzyć dłużyznę.

Poza walkami mamy także cały system alchemii. Opiera się on znacznym stopniu o odkrywanie kolejnych przepisów. Robimy to w dość interesujący sposób. Sophie może zostać zainspirowana przez rzeczy napotkane podczas swoich wypraw. Kiedy wymyślimy już coś to przechodzimy do swojego kociołka i zaczynamy proces tworzenia. Używamy przedmiotów określonych kategorii i układamy je na specjalnym polu. Ten element rozgrywki przypomina trochę układankę. Naszym celem jest ustawienie naszych klocków (przedmiotów) tak by zakryć jak największą ilość pól dających nam bonusy. Nie jest to strasznie skomplikowane ale wprowadza całkiem miłe urozmaicenie gameplayu i pozwala naszym umiejętnością wpłynąć na jakość mikstury/przedmiotu, który będziemy tworzyć.

Trzecią i moim zdaniem najbardziej interesującą częścią gry jest ta o życiu w malutkim mieście. Jesteśmy w miejscu, gdzie wszyscy się dobrze znają i budujemy relacje z naszymi sąsiadami. Ten aspekt socjalny w znacznym stopniu opera się na scenkach pozwalających na poznanie nam blizej innych postaci. Możemy na przykład napotkać jedną z naszych koleżanek podczas gdy opiekuje się ona sierotami. Pozwoli to nam trochę lepiej poznać jej charakter. Nie są to jakieś mega sekwencje ale bardzo często proste sprawy co tylko jeszcze lepiej oddaje charakter całej produkcji.

Interakcja z otaczającymi nas osobami w jakimś stopniu oparta jest na systemie czasu. Mamy cykl dnia i nocy, 30 dniowe miesiące i 5 dniowe tygodnie. Od pory uzależnione jest to gdzie spotkamy naszych kompanów a także to jakie rzeczy zobaczymy poza naszym miastem. Nie jest to nic specjalnie odkrywczego ale zdecydowanie wzbogaca to uczucie przebywania w żyjącym świecie.

Nasze miasteczko podzielone jest na kilka lokacji, które możemy zwiedzać by skorzystać ze sklepów, biblioteki, kościoła czy lokalnego baru, gdzie usłyszymy masę plotek ale także będziemy mieli możliwość podjęcia jakichś pobocznych zadań by dorobić sobie trochę grosza na boku. Jeszcze raz powiem, że samo w sobie nie jest to niczym specjalnym ale wraz zresztą drobnostek buduje wyjątkowy nastrój pozycji. Połączenie wszystkich elementów życia w mieście i bycia częścią lokalnej społeczności daje wyjątkowy efekt.

Atelier Sophie to przeurocza gra. Czas spędzony z tym tytułem przypomina mi takie pozycje jak Harvest Moon czy Animal Crossing. Po części jest to wynik tego, że interakcja z mieszkańcami naszej małej wioski jest stosunkowo ważnym elementem gry. Niczym w Social linkach z cyklu persona zostajemy wciągnięci w losy pobocznych postaci. Tworzy to wrażenie zżycia się z tymi ludźmi i sprawia, że jako gracz mamy podobną motywację do głównej bohaterki. Dodatkowo cała produkcja jest bardzo pogodna, wszyscy bohaterowie są sympatyczni i nawet potworki potrafią wyglądać uroczo. Nie cieknie z tego wszystkiego sztuczna słodycz niczym w jakichś przygodach Barbie albo shitowatej grze stworzonej „pod gust” małych dziewczynek. Mamy po prostu do czynienia z sympatycznym światem, który chce się odwiedzać. Poświęcam tej kwestii cały akapit głównie ze względu, że za sprawą tego rozwiązania Atelier oferuje nam niepowtarzalny klimat bardzo rzadko spotykany w innych grach JRPG. Gierka gdzie uśmiecham się nie z powodu rozpadających się flaków, fragowania przeciwników i wybuchów ale dlatego, że jest mi po prostu miło. Może przesadzam ale dla mnie jest to coś bardzo odświeżającego co zazwyczaj wiąże jedynie z wybranymi grami na platformach Nintendo.

Nie mogę powiedzieć ani jednego złego słowa o oprawie graficznej tej produkcji. Czytałem, że gra wyszła w Japonii na wszystkie trzy „aktywne” systemy Sony. Jednak grając na PlayStation 4 nie miałem wrażenia, że Sophie było tworzone pod PlayStation 3 albo PS Vita. Piękna bajkowa stylistyka ze świetnym designem postaci i potworów jest po prostu pierwsza klasa. Każda z postaci bogata jest w detale i wygląda zniewalająco. Tytułowa Sophie nosi na przykład plecak z którego wystają różne bibeloty w tym kubek zaczepiony o jeden z uchwytów. Element ten porusza się wraz z ruchami naszej bohaterki co wygląda nieziemsko realistycznie. Może to tylko mała drobnostka ale byłem tym zafascynowany i mój wzrok ciągle wędrował w stronę kubka. Ścieżka dźwiękowa zrobiła na mnie prawie tak samo dobre wrażenie. Muzyka przygrywająca nam podczas eksploracji naszego miasteczka i sąsiadujących z nim, lasów, gór i ruin jest bardzo pogodna i przyjemna dla ucha.

Atelier Sophie: The Alchemist of the Mysterious Book nie jest typową grą JRPG. Ma to masę zalet pozwalających nam poznać ten typ gier od trochę innej strony. Oczywiście wiąże się to także z mniejszym naciskiem na kwestie ważne dla fanów gatunku. Moim zdaniem jest to jednak drobnostka bez większego znaczenia. Przygoda Sophie wciągnęła mnie interesującymi postaciami, przepięknym światem i swoim pogodnym klimatem. Jeśli komuś nie przeszkadza spokojniejsze tempo tej produkcji to powinien po nią jak najszybciej sięgnąć. Nie miałem pojęcia że zabawa w alchemika może dawać tak wiele frajdy.