de Blob 2

Raz na jakiś czas każdy gracz ma dość zabijania. Ile to razy można w bezsensowny sposób mordować wirtualne postacie. Strzelanie, rozpruwanie, duszenie i rozjeżdżanie potrafi się przejść. Wtedy trzeba znaleźć coś innego. Jeśli nie bawią na szeroko pojęte gry sportowe i wyścigowe zostają tylko pozycje dla młodszych.  Cukierkowate, kolorowe i często zbyt proste. Czasem jednak pośród gier przeznaczonych dla osób, które niedawno pozbyły się zębów mlecznych trafiają się perełki. Czy sequel jednej z ekskluzywnych na Wii produkcji jest jedną z nich?

de Blob 2 to bardzo ciekawa pozycja. Mamy do czynienia z grą, którą najłatwiej porównać do kolorowanki. Złe stworki za pomocą siły pozbawiają bajkowy świat kolorów i zniewalają jego mieszkańców. Jednak pojawiają  się dzielni wojownicy  My wcielamy się w takiego partyzanta. Fabuła nie jest w tym wypadku najważniejsza. Jest powodem do wrzucenia paru gagów podczas scenek pomiędzy misjami. Na dialogi i rozmyślania w stylu Metal Gear Solid nie ma co liczyć bo postacie nie mówią w naszym języku. Jedyne głosy jakie wydają przypominają to co wypowiadają berbecie nim pierwszy raz wymówią „mama”. Jeśli jednak ktoś będzie chciał dokopać się do metafor jakie zawiera  w sobie de Blob 2 to możemy dojść do ciekawych wniosków. Fałszowanie i oszustwa wyborcze, tyrania pod płaszczykiem obietnic zmian. Ktoś odpowiednio zakręcony doszuka się tutaj pochwały działań terrorystycznych i krytykę reżimów pseudodemokratycznych. Oczywiście to jedynie dorabianie sobie ideologii do minutowych przerywników pomiędzy misjami.

Akcja gry toczy się na 12 sporawych poziomach. Każdy z nich podzielony na początku jest na sekcje przegrodzone bramami. Wraz z zapełnianiem poziomu kolorem obszar działania się zwiększa. Czas jaki spędzamy na każdej planszy jest ograniczony. Aby zaliczyć level musimy wykonać kilka określonych zadań. Może to być pomalowanie budynków lub innych przedmiotów, wyzwolenie mieszkańców i zdobycie specjalnych lokacji. Każdy nasz rewolucyjny czyn zwiększa nasz limit czasu na mapie. Po wykonaniu głównego zadania i zaliczania poziomu jest co robić. Odblokowujemy bowiem wtedy dodatkowe misje. Mamy też całkiem pokaźną gamę przedmiotów do zbierania. Są specjalne punkty do ulepszania naszej postaci, przedmioty do galerii i style dekoracji. Do tego dochodzą jeszcze rankingi za zdobytą ilość punktów i medale  za pomalowane drzewa, uratowanych mieszkańców i zniszczone elementy propagandowe tych złych. Wszystko to sprawia, że w celu zaliczania na 100% poziomu spędzimy na nim przynajmniej półtorej godziny.

Zabawa wydaje się dość prosta.  W świece spotykamy różnego rodzaju zbiorniki wodne wypełnione farbą. Nasza postać ma zdolność wchłaniania w siebie jej niczym gąbka. Potem tak jak pędzel rozprowadza ją po całym świecie. Nie wydaje się to może porywające ale malowanie świata na taki kolor jaki się nam podoba daje dużo frajdy. Do tego możemy wsłuchać się w przyjazne rytmy i napatrzyć na żywe kolory. Blob w trakcie gry zdobywa też nowe umiejętności dzięki którym przypomina bardziej wojownika ninja niż wałek do farby. Pokonywanie pionowych powierzchni i bieganie niczym Ryu Hayabusa stanie się dla naszej kulki normą.

Poza szaleństwem w trzech wymiarach mamy też sekwencje w 2D. W ten sposób zdobywamy właśnie specjalne lokacje. Mamy wtedy do czynienia z platformówką  gdzie wykonujemy proste zadania. Musimy uruchomić różne przyciski gdy jesteśmy konkretnego koloru. Te sekwencje są chyba trochę bardziej wymagające od reszty gry.  Bezkrwawa działalność ruchu oporu jaką przyjdzie nam wykonywać   w de Blob 2jest naprawdę miłą odskocznią od tych wszystkich gier polegających na niszczeniu i zabijaniu. Na pewno możemy zaserwować ten przysmak naszym pociechom i młodszym z naszej rodziny kiedy wpadają na święta.

Grafika i muzyka są bardzo przyjemne. Startu do czołówki graficznej nie ma i de Blob 2 bliżej do PlayStation oznaczonego cyferką 2 niż 3. Poziomy jednak są dość rozległe i mamy całkiem duży wpływ na świat. Wielokrotnie w trakcie poziomu zmieniamy jego kolory. Nic nie jest przedstawione tutaj super realistycznie czy szczegółowo.  Mamy do czynienia z kolorowanką w 3D opatrzoną nielicencjonowaną muzyką . Dźwięki dochodzące do naszych uszu są całkiem odprężające. Miłe melodyjki mogą przypominać trochę muzykę prosto z windy. Nie wiem dlaczego ale mi najbardziej to czego słuchałem kojarzyło się z wypoczynkiem na plaży. Moje raczej niesprawne ucho wychwyciło lekko karaibskie klimaty. Przed każdą z misji wybieramy sami w jakiej tonacji ma być utrzymana oprawa dźwiękowa.  Sami decydujemy czy pasują nam bardziej energetyczne czy uspokajające melodie. Gdyby chciało  się na siłę szukać zarzutów to w kwestii oprawy nie ma zbyt poważnych zmian w stosunku do części pierwszej. W tym wypadku nie powinno to jednak szczególnie przeszkadzać w grze.

Grając na PS3 poza tradycyjnym padem możemy korzystać też z kontrolera Move i Navi Sticka lub Move i Dual Shocka. Nie jest to obowiązkowe i służy chyba wyłącznie przypomnieniu jak grało się na Wii w część pierwszą. Tradycyjne sterowanie wydaje się wygodniejsze od korzystania z kontrolerów ruchowych. Dla chcących pograć w kilka osób jest kooperacja podobna do tej z Super Mario Galaxy. Drugi gracz obsługuje celowniczek i strzela farbą w różne obiekty. Jest też osobny tryb multiplayer.

Wersje na Xbox360 i PlayStation 3 zawierają odpowiednio achievementy i trofea. Nie są one specjalnie skomplikowane. Trzeba będzie przeznaczyć około 25 godzin gry by zdobyć wszystkie dostępne punkty/pucharki. Większość z nich zdobędziemy przechodząc po prostu grę i zdobywając wszystkie znajdźki. Pojawia się jednak jedno ciekawe zadanie. Należy przejść całą grę nie ulepszając naszej postaci. Łowcy powinni być zadowoleni, a i zwykli gracze zasilą swój profil całkiem sporą dawką osiągnięć.

de  Blob 2 nie jest megahitem i tytułem, który przypadnie do gusta każdemu. Młodsi gracze, których mózgi nie zostały wyprane przez brutalne gry, muzykę, telewizję i zachowania kolegów na prezerwach powinni być zadowoleni. Rodzice mogą śmiało kupić grę nawet dla najmłodszych dzieci a potem spędzić miło przy niej czas.  Bardziej doświadczeni gracze mają okazję na ciekawą, bezkrwawą przygodę. Osobiście jestem zauroczony de Blob 2. Podobnie jak w przypadku pierwszej części czerpiemy bardzo dużo przyjemności z kolorowania świata w rytm odprężającej muzyki. Z całego serca polecam ten tytuł i mam nadzieję, że pojawi się więcej podobnych gier.

Dragon Age II

Intro

Dwa lata temu mieliśmy okazję zagrać w duchowego następcę Baldur’s Gate jakim był Dragon Age: Origins. Gra okazała się bardzo dobrym przykładem „komputerowego” RPG na konsolach. Jasne, dla części osób finalny produkt nie spełnił wygórowanych i podkręcanych obietnicami wymagań. Autorzy nie ustrzegli się błędów i niedoróbek, ale suma summarum było nadzwyczajnie dobrze. Po kilku lepiej i gorzej zrobionych DLC przyszła pora na sequel. Bioware zdecydowało się jednak na dość nietypowy ruch i wprowadziło wiele zmian do Dragon Age naznaczonego cyferką „2”. Czy okazały się one strzałem w dziesiątkę czy bolesnym trafieniem we własną stopę?

Nieautoryzowana biografia

Historia opowiedziana jest z perspektywy krasnoluda, który towarzyszył nam w naszych ostatnich przygodach. Zastosowano tu taki trik, że od razu na początku gry wiadomo o poważnych problemach w świecie gry, a nasza postać, która stała się championem w jakiś sposób się przyczyniła do nich. Teraz przeprowadzane jest dochodzenie Zabieg ten pozwala na takie elementy jak pierwsze kilka minut gry znane z dema. Wszystko to okazuje się wymysłem naszego przyjaciela, który lubi od czasu do czasu przekoloryzować to co się naprawdę stało. Nasza przygoda podzielona jest na trzy akty rozgrywające się na przestrzeni ładnych paru lat. Nie ma tu znanego z poprzednika czy wielu innych gier wielkiego wyzwania, zagrożenia któremu tylko nasz wybraniec losu może sprostać. Wcielamy się w człowieka znanego jako Hawke. Nie ma już historii pochodzenia naszego bohatera zależnej od rasy, klasy czy statusu materialnego. Zmniejsza to nasz wpływ na cechy głównego bohatera, który ogranicza się jedynie do wyglądu i wyboru jednej z trzech typowych dla RPG klas. Zaczynamy jako uciekinier(ka) z opanowanego przez armię arcydemona Lothering (miasto odwiedzone przez naszego bohatera w początkowej części Origins). Ta część gry rozgrywa się w tym samym czasie co przygody Grey’a Wardena z pierwszej części gry. Będziemy mieli okazję poznać świat gry i to w jaki sposób odradza się z chaosu. Ważne jest jednak to, że osoba nie mająca żadnej świadomości o poprzedniku spokojnie sobie poradzi. Może początkowe sekwencje ucieczki przed Darkspawnami będą trochę dziwne i wyrwane z kontekstu Origins. Jednak poza tym w grze nie będą występowały większe nawiązania do poprzednika. Pojawi się kilka postaci i nawiązań do znanych wydarzeń, ale brak wcześniejszej wiedzy na ich temat nie niszczy pozytywnych emocji czerpanych z gry.

Istnieje możliwość zaimportowania zapisanego stanu gry z pierwszej części. Pozwoli to nam wpłynąć trochę na świat gry i kilka misji pobocznych. Nie skorzystanie z tej opcji to praktycznie żadna strata, gdyż możemy również wybrać jedną z trzech domyślnych wersji wydarzeń Origins. Spokojnie można powiedzieć, że tym razem skupimy się bardziej na relacjach między bohaterami i mniejszymi zdarzeniami niż walka z końcem świata. Paleta naszych pomagierów jest na tyle bogata, że da się dobrać kogoś pasującego nam charakterem. Mamy ze sobą krasnoluda żartownisia, byłego Grey Wardena posługującego się magią czy elfa, który był niewolnikiem magów przez co ich szczerze nienawidzi. Przez całą historię przewija się właśnie konflikt między magami i pilnującymi ich templariuszami. Czy potencjalne zagrożenie władające potężną mocą może chodzić wolno po ulicach miast czy powinno się go pilnować twardą ręką i nieraz nieludzkimi metodami.

Cała historia obfituje w naprawdę ciekawe momenty i zwroty akcji. Niektóre questy są słabsze, ale jest przynajmniej kilka wyśmienitych, a nawet poruszających kwestie realnego świata. Ten element spokojnie zasługuje na znak najwyższej jakości.

Trzy ciosy w tył głowy i ogr padł

Sporym zmianom uległ sposób w jaki gramy w Dragon Age 2. Poruszanie się w trakcie walk, a także wszystkie akcje zostały znacznie przyśpieszone w stosunku do Dragon Age: Origins.

Na niższych poziomach trudności gra przypomina bardziej przedstawiciela hack n’ slashy niż typowe rpg wywodzące się w zamierzchłych czasach z systemu Dungeons & Dragons. Każdy nasz atak dochodzi do skutku dopiero po kliknięciu A/X. Oznacza to, że domyślnie nasza postać sama nie atakuje zaznaczonego przeciwnika. Wpływa to na płynność walki. Wszystko zostało znacznie przyśpieszone i jest dynamiczne odcinając się od epoki aktywnej pauzy czy powolnego działania w systemie turowym. Za pomocą lewego triggera możemy uruchomić znane już koło akcji i tym samym zatrzymać walkę. Mamy możliwość działania bardziej strategicznego i wydania jednej komendy każdemu z naszych kompanów. Powraca również możliwość „ zaprogramowania” akcji naszych kompanów poprzez prosty system warunków i akcja/reakcja. Na przykład ustawiamy, że nasz mag będzie leczył całą drużynę kiedy tylko poziom zdrowia któregoś z jej członków spadnie poniżej 50% lub aby nasz wojownik zawsze atakował najsilniejszego przeciwnika. Nowością są także akcje tagowe naszych postaci. Wygląda to mniej więcej tak: mag atakuje a wojownik dobija atakiem specjalnym zadającym 800% obrażeń. Zachęca to do eksperymentowania podczas walk i przełączania się między postaciami i wydawania komend. Oczywiście jeśli kogoś to nie interesuje to może się bez tego obyć (na niższych poziomach trudności). Obok systemu walki największa zmiana zaszła w systemie dialogów. Mamy tu do czynienia z kołem dialogowym jakie było już w Mass Effect czy Alpha Protocole. Zazwyczaj mamy do wyboru trzy opcje. Nasze decyzje oznaczone są grafikami w styku gałązki, zaciśniętej pięści czy fioletowawego serca. Niestety niełatwo jest się domyślić, że np. ten ostatni znak jest odpowiedzialny za flirtowanie i zachowywanie wypowiadanie czarujących kwestii. Każdy z wyborów opisany jest mniej więcej tym co wypowiem. Jednak do momentu, gdy nie usłyszymy naszej wypowiedzi nie mamy 100% pewności jaka ona będzie. Wiąże się to z tym, że czasem wypowiemy coś kompletnie innego niż zamierzaliśmy. Takie rozwiązanie pozwala jednak na to by główny bohater przestał być niemową.

Łatwo jest zauważyć jak duży wpływ na finalny produkt wywarł sukces Mass Effect. Zmniejszenie do praktycznego minimum czasu jaki mamy spędzać na zabawę z ekwipunkiem, w systemie walki nacisk na akcję i obecność koła dialogowego. Jednym spodoba się to bardzo, innym mniej, ale koniec końców nie wpływa to negatywnie na grywalność. Nieprzychylni komputerowym RPG nie powinni zostać odrzuceni skomplikowaną mechaniką i nudnymi walkami. Fanów gatunku zadowoli fabuła i świat, którego cząstką stajemy się przez te 70 godzin gry.


Jak to wygląda

Dragon Age 2 nie powali nikogo pod względem oprawy wizualnej. Na obecne standardy gier, o aspiracjach do miejsca na podium nie ma co liczyć. Widać za to wyraźną poprawę w stosunku do poprzednika. Wszystkie elementy są znacznie bardziej dopracowane i bogate w detale.

Mamy tu jednak pewien wspomniany już „myk”. W całej grze jest tak naprawdę z dziesięć lokacji, które odwiedzamy na przemian. Można by powiedzieć, że ilość przeszła w jakość, ale to chyba niespecjalnie usprawiedliwia Bioware. Lokacje ani nie są dostatecznie duże, ani tak wyśmienicie zrobione by przymknąć na to oko. Jedno miasto i jego najbliższe okolice wydają się strasznym krokiem wstecz w stosunku do świata zaserwowanego nam w Origins. Może to zabieg wynikający z pomysłu na fabułę i podejście do gry, ale brakuje czegoś więcej. Gdyby chociaż różne jaskinie i tym podobne lokacje nie były za każdym razem dokładnie tym samym miejscem z odgrodzoną częścią dróg to dałoby się to przełknąć. W obecnej sytuacji wygląda to raczej na fuszerkę lub pędzenie na skręcenie karku by zdążyć na obiecaną premierę niż celowy zabieg twórców.

Niestety jest za dobrze

Napiszę coś szczerze. Na początku gdy zapoznałem się z demem i tym jak ma wyglądać cała gra zdecydowałem, że wystawię 7 i ostro zjadę ten tytuł. Ku mojemu zdziwieniu mimo uproszczeniu, ogłupieniu czy tam „ukonsolowieniu” wielu elementów gry i tak otrzymujemy produkt z najwyższej półki. Jako osoba, która uwielbia siedzieć godzinami przy statystykach, perkach i tym podobnych elementach, zabrakło mi nacisku właśnie na te elementy. Sama gra jest jednak jak prawy podbródkowy i po prostu zwala z nóg. Tak bardzo chciałem narzekać jednak nie było mi to dane tym razem. Mimo wszystkich zmian tytułu przykuł mnie do konsoli na dobry tydzień. Przez ten czas nie grałem w nic innego. Warto też dodać, że przed premierą katowałem Dragon Age: Origins aby odświeżyć sobie uniwersum. Gra jest tak dobra, że nie występuje efekt przesytu i nie nudzi się nawet po kilkudziesięciu godzinach gry. Dragon Age II to must-have dla fanów gier RPG i jedna z tych produkcji, która może zainteresować trzymających się z dala od tego gatunku. Do jesieni na pewno nie dostaniemy nic lepszego w dziedzinie zachodnich roleyplayów. Polecam!