Attack on Titan Wings of Freedom

Wielokrotnie zastanawiałem się co miałbym zrobić w różnych krytycznych sytuacjach. Czy w razie ataku na ojczyznę pędziłbym do domu i łapał za broń by bronić swojej ziemi? Czy w przypadku inwazji żywych trupów byłbym w stanie przetrwać i zapewnić swej rodzinie bezpieczeństwo? Jak powinienem postępować w razie ataku Korei Północnej na Seul i czy wyszedłbym z takiej sytuacji z życiem? Teraz do tych scenariuszy dochodzi jeszcze wariant z atakiem gigantycznych, wygłodniałych stworów. Jeśli Attack on Titan Wings of Freedom potraktować jako symulator sytuacji tego typu, to mam przewalone.

Attack on Titan Wings of Freedom to kolejna gra bazująca na historii przedstawionej w mandze Shingeki no Kyojin. Z tym, że produkcja ta zdaje się być trochę bardziej powiązana z serialem anime opowiadającym o wojnie ludzkości z gigantami. Przynajmniej takie wrażenie można odnieść z materiałów promujących ten tytuł. W każdym razie gra przedstawia nam świat, który trochę ponad 100 lat temu uległ wyniszczeniu przez olbrzymie potwory, które swoim wyglądem przypominają ludzi. Resztki cywilizacji ukryły się za trzema olbrzymimi murami zapewniającymi bezpieczeństwo przed potworami. Przynajmniej tak się wszystkim wydawało do momentu, gdy olbrzymi tytan zrobił dziurę w pierwszym z murów. Doprowadziło do prawdziwej rzezi, gdzie jedna piąta populacji została zgładzona. Akcja gry rozgrywa się mniej więcej w 5 lat po tamtym zdarzeniu. Bohaterami są młodzi ludzie, którzy zdecydowali się na dołączenie do sił wojskowych by odeprzeć ataki potworów. Wszystkiemu oczywiście towarzyszy jakaś większa intryga, którą powoli poznajemy wraz z rozwojem wydarzeń.https://www.youtube.com/embed/1grlu4PwiMA

Historia opowiadana w grze w znaczniej mierze pokrywa się z tym co pokazane było w pierwszym sezonie serialu Attack on Titan. Nie jest to jednak kalka tego co widzieliśmy w telewizji. Z jednej strony to dobra wiadomość bo nie każdemu chciałoby się krok po kroku powtarzać coś co się widziało. Z drugiej strony utrudnia to odbiór fabuły osobom nie zaznajomionym z serią. Bez odpowiedniego kontekstu niektóre sceny i zdarzenia zaprezentowane w grze mogą wydać się niezrozumiałe. Dlatego też wydaje mi się że przynajmniej minimalna wiedza na temat anime i występujących w nim postaci jest po prostu wskazana.

Nie chcę się rozwodzić na temat jakości samej fabuły bo uważam, że Shingeki no Kyojin to masa świetnych pomysłów, które w moim odczuciu nie zostają w pełni wykorzystane. Dokładnie tak samo jest w przypadku tej gry. Różnica może jest tutaj to, że Wings of Freedom nastawione jest na akcję i nie mamy masy przegadanych sekwencji i ciągnących się w nieskończoność wewnętrznych monologów. Sprawia to, że „filozoficzna” warstwa produkcji schodzi tutaj totalnie na ubocze.

Gameplay tej produkcji jest dość nietypowy. Wynika to z tego, że nasi bohaterowie korzystają z systemu uprzęży wystrzeliwujących linki pozwalające na poruszanie się niczym Spider-Man. Większość gry spędzamy więc poruszając się w powietrzu. Dodatkowo walczymy z przeciwnikami zdecydowanie większymi od naszej postaci i pokonujemy je w określony sposób. Aby ubić tytana musimy zaatakować jego kark. Czasem nim możemy to zrobić musimy bestie rozczłonkować tak by nie stanowiła dla nas zagrożenia i nie mogła się chronić przed naszymi atakami. W pokonywaniu nam kilkunastometrowych przeciwników pomagają nam właśnie wspomniane uprzęże pozwalające na zaczepienie się o jakiś jego fragment. Cały system poruszania się jest naprawdę ale to naprawdę fajny i bujanie się w powietrzu nie tylko genialnie wygląda ale także jest po prostu przyjemne. Czujemy momentum naszej postaci i mamy wrażenie jakbyśmy nieskrępowanie fruwali dzięki przyczepianiu się do kolejnych elementów otoczenia. W gruncie rzeczy to jest większość gameplayu jaki oferuje nam ta produkcja od Omega Force. Mamy jeszcze co prawda zabawę w jeżdżenie na koniu albo korzystanie z dział ale jakieś 90% gry spędzimy na lataniu i atakowaniu karków naszych wrogów. Musimy jednak dbać o nasze zasoby i kompanów na polu bitwy. Możemy bowiem przyłączyć do siebie 4 sojuszników, którym jesteśmy w stanie wydawać proste polecenia. Należy także dbać o swoje ostrza i zapas benzyny, która ubywa nam wraz z lataniem w powietrzu jak wariat. Dlatego też pomagamy innym postacią znajdującym się na mapie i zostajemy za to nagradzani zapasami lub dodatkowymi przedmiotami pozwalającymi na ogłuszanie wrogów.

Wings of Freedom jest swego rodzaju połączeniem Shingeki no Kyojin z Dynasty Warriors. Gra powstała na bazie sprawdzonego już schematu Warriors. Jednocześnie elementy charakteryzujące Attack on Titan sprawiły, że produkcja ta nie jest kalką popularnego cyklu o podboju Cao Cao. Jednak opcja pogadania z ludźmi w naszym obozie przed każdą misją, prosty system ulepszania ekwipunku i zautomatyzowany rozwój naszej postaci są żywcem wyjęte z innych gier od Omega Force. Większość misji toczy się na średniej wielkości mapach, gdzie czeka na nas trochę zadań pobocznych. Wszystko jednak opiera się po prostu na zabijaniu jak największej ilości wrogów. Dodatkowo podobnie jak w cyklu Warriors dość szybko zdajemy sobie sprawę o potędze naszej postaci. Jesteśmy prawie niezwyciężeni i radzimy sobie bez większych problemów z dużymi stworami. Przypomina mi to bezproblemowe przebijanie się przez setki wrogich żołnierzy w Dynasty Warriors.

Do naszej dyspozycji oddano 10 grywalnych postaci, które powinny być dobrze znane fanom Shingeki no Kyojin. Erin, Armin, Mikasa i Levi to postacie z którymi spędzimy najwięcej czasu bo są oni przypisani do konkretnych misji w trybie kampanii. Będziemy mogli jednak pograć także Sashą czy Hange. Postacie różnią się pomiedzy sobą dostępnymi z początku umiejętnościami przez co gra się nimi trochę inaczej. Armin na przykład jest dosć słaby w ataku ale niczym Ezio z Assasins Creed może on przywołać grupę pomocników atakujących wroga z powietrza. Levi z kolei jest maszyną do zabijania i wykonując swój charakterystyczny obrotowy atak jest on w stanie pokonać praktycznie wszystko. Eren posiada specjalną dla siebie umiejętność, której nie chcę spoilować. Napisze tylko tyle, że sprawia ona, że Wings of Freedom zamienia się w bijatykę.

Przejście kampanii dla pojedynczego gracza zajmę nam kilka ładnych godzin, po czym otrzymamy dostęp do kolejnych pakietów misji i swego rodzaju epilogu po wydarzeniach z pierwszej serii animi. Od początku mamy jednak dostęp do trybu ekspedycji. Pozwala on nam na wykonywanie różnych scenariuszy i masy dodatkowych misji. Możemy także budować modele napotkanym przez nas tytanów. Jest to taki typowy tryb Arcade. Osoby które chcą więcej Attack on Titan Wings of Freedom posiedzą tam przez wiele godzin. Największą różnica w stosunku do innych gier jest jednak to, że tryb ten pełni także funkcję multiplayera. Mamy bowiem opcję zabawy w kooperacji w grupie do 4 osób. Jest to zdecydowanie najmocniejszy element całej gry. To co dzieje się na ekranie kiedy gra czwórka ludzi to po prostu poezja. Dodatkowo ściganie się kto zabija najwięcej przeciwników i „kradzieże” tytanów do ubicia dają masę radochy. Naprawdę gra w tym trybie nabiera skrzydeł niczym logo na kurtkach naszych bohaterów. Fajne jest także to, że punkty zdobywane w tym trybie bezproblemowo przenosimy do kampanii. Oznacza to, że można spokojnie zabawę zacząć od rozgrywki z trzema innymi graczami i nie będziemy czuli się tak jakbyśmy wiele tracili. Zaliczenie całości na 100% to całkiem sporo żmudnej roboty. Tak na moje oko minimum 50 godzin jest potrzebne by samemu wszystko odblokować i wykonać wszystkie misje z najwyższa rangą. Na szczęście tryb multiplayer jest na tyle dobry, że człowiek ma ochotę na zaliczanie wszystkiego i popisywanie się przed znajomymi.

Z początku Attack on Titan Wings of Freedom jakoś specjalnie mi nie podchodziło. Wszystko zdawało się być drętwe i monotonne a sterowanie utrudniało czerpanie jakiejkolwiek frajdy z rozgrywki. Dopiero po jakichś 2 godzinach, gdy zdobyłem lepszy sprzęt, odblokowałem przydatne ulepszenia i w pełni opanowałem system kontroli bohaterem, gierka ukazała mi swoje drugie oblicze. Szybkie poruszanie się połączone z wykonywaniem wygibasów podczas eksterminacji brzydali po prostu sprawia człowiekowi radość. Po wyuczeniu się systemu sterowania i tego jak wszystko razem działa mamy uczucie prawie pełnej kontroli nad akrobacjami naszych bohaterów i możemy odstawiać akcje rodem z anime. Mniej więcej od tego momentu miałem masę skojarzeń z Dynasty Warriors. Obie gry pozwalają nam się stać najpotężniejszym zawodnikiem i siać pogrom na mapie.

Wrażenie że panuje się nad wrogiem nie do końca pasuje do tematyki gry i ma się nijak do tego co znamy z mangi i anime. Jest to najprawdopodobniej największa bolączka całej produkcji. Bohaterowie są zbyt silni i zbyt łatwo rozprawiają się z „niepokonanymi” przeciwnikami. Kiedy na koniec poziomu widzę, że zabiłem 50 tytanów i nie sprawiło mi to najmniejszego powodu to cała opowieść o tym, że nie da się z tymi bestiami wygrać traci sens. Trudno mi wyobrazić sobie jakieś lepsze podejście do tego tematu i zrobienie gry wiernej duchowi Shingeki no Kyojin tak by nie ucierpiała na tym grywalność. Faktem jednak pozostaje, że dramatyczne scenki nie mają tutaj większego sensu jeśli po każdej z nich czeka mnie trywialnie łatwa walka. Drugim zarzutem w stosunku do Wings of Freedom jest na pewno to, że w nieskończoność powtarzamy te same czynności. Niczym w innych popularnych seriach gier od Koei siepiemy wrogów i nie możemy liczyć na zbyt wielką różnorodność powierzanych nam zadań. Osobiście czerpałem z tego olbrzymią satysfakcję ale część graczy na pewno będzie znudzona/zawiedziona strukturą misji i tym co mamy w grze do roboty. Skarga tego typu nie ma do końca sensu bo podobnie jak wiele innych gier Attack on Titan skupia się na jednym elemencie i dopracowuje go tak bardzo jak się da. Ostatnią rzeczą, która mnie osobiście drażniła jest kompletny brak krwi w grze. Jest to trochę dziwne bo materiał źródłowy charakteryzuje się sporą dawką brutalności. Mamy ludzi rozszarpywanych, rozgniatanych, miażdżonych i rozczłonkowywanych. W wielu momentach prezentuje się nam zwłoki wojowników niedojedzonych przez potwory. W grze jednak nie ujrzymy ani krwi ani gore co jest trochę dziwne i podobnie jak mój pierwszy zarzut psuje efekt końcowy. Jest to dodatkowo o tyle dziwne, że podczas odcinania członków naszych przeciwników posoka zalewa ekran i możemy oglądać naszych bohaterów ubabranych w krwi od stóp do głów.

Wings of Freedom może pochwalić się całkiem ciekawą oprawą graficzną. Mamy styl graficzny, który świetnie oddaje to jak wygląda anime. Zarówno modele postaci jaki tytanów prezentują się naprawdę solidnie. Niestety napędzający wszystko silnik graficzny nie wyrabia. Od czasu do czasu zdarzą się nam spowolnienia plus będziemy raczeni nieustannym dorysowywaniem się elementów na horyzoncie. Ta ostatnia kwestia rzuca się mocno w oczy zwłaszcza kiedy szybko pędzimy przez jakiś teren i widzimy drzewa pojawiające się znikąd. Na minus wypada także to, że bardzo często dochodzi do przenikania się tekstur co zdecydowanie utrudnia nam polowanie na potwory. W efekcie tego wszystkiego mamy przyjemną dla oka grafikę z całą gamą mniejszych i większych problemów. Oprawa dźwiękowa wypada natomiast bez zarzutów. Mamy oryginalny japoński voice acting plus anglojęzyczne napisy. Przygrywająca nam w tle muzyka idealnie pasuje do tego typu gry. Osobiście chciałbym usłyszeć więcej dynamicznych kawałków pasujących do szybkiej eksterminacji wrogów ale to co jest sprawdza się całkiem dobrze.

Jako zapalony gracz i umiarkowany fan serii muszę stwierdzić, że Attack on Titan Wings of Freedom sprawdza się całkiem dobrze zarówno jako gra jak i element reprezentujący mangę. Spędziłem z tym tytułem sporo czasu i mimo średniego pierwszego wrażenia uległem czarowi tej produkcji. Musze jednak jeszcze raz podkreślić, że trzeba poświęcić tej grze trochę czasu nim możemy zacząć dobrze się przy niej bawić.

Attack on Titan to gra skoncentrowana na dostarczeniu nam nietuzinkowego modelu rozgrywki. Zadanie to zostaje wykonane bardzo dobrze ale niesie z sobą pewne koszty takie jak czas potrzebny na opanowanie sterowanie i niezbyt zróżnicowany gameplay. Jednak pędzenie w powietrzu i wykonywanie akrobatycznych manewrów by rozprawiać się z kilkunastometrowymi potworami rekompensuje nam wszelkie niedogodności z nawiązką. Jako fan cyklu Dynasty Warriors muszę powiedzieć, że Wings of Freedom mimo masy różnic w rozgrywce daje człowiekowi tak samo olbrzymie pokłady frajdy jak pokonywanie generałów w antycznych Chinach. Prawie 30 godzin spędzone z tą produkcją utwierdziło mnie w przekonaniu, że Attack on Titan jest zaskakująco dobrą grą, w którą mogą zaopatrzyć się nie tylko fani anime i mangi.Danteveli28 sierpnia 2016 – 21:31

Kagewani czyli w 8 minut dookoła grozy

Jako dziecko należałem do osób w znacznym stopniu ukształtowanych przez fenomen serialu „Z Archiwum X” Tak samo jak agent Fox Mulder chciałem wierzyć w istnienie nadnaturalnych zjawisk. Dlatego w podstawówce wraz z kumplami założyłem agencję do badania rzeczy nadzwyczajnych. Z naszych przedsięwzięć nie wyszło zbyt wiele ale lekkie zainteresowanie tematyką zjawisk paranormalnych pozostało mi do dzisiaj. Dlatego też serial animowany skoncentrowany na tajemniczych stworzeniach musiał być czymś co trafi w mój gust. Kagewani okazało się jednak zaskakująco dobre i z okazji premiery drugiego sezonu tego anime, postanowiłem coś o nim napisać. Czytaj dalej

Kagewani

Jako dziecko należałem do osób w znacznym stopniu ukształtowanych przez fenomen serialu „Z Archiwum X” Tak samo jak agent Fox Mulder chciałem wierzyć w istnienie nadnaturalnych zjawisk. Dlatego w podstawówce wraz z kumplami założyłem agencję do badania rzeczy nadzwyczajnych. Z naszych przedsięwzięć nie wyszło zbyt wiele ale lekkie zainteresowanie tematyką zjawisk paranormalnych pozostało mi do dzisiaj. Dlatego też serial animowany skoncentrowany na tajemniczych stworzeniach musiał być czymś co trafi w mój gust. Kagewani okazało się jednak zaskakująco dobre i z okazji premiery drugiego sezonu tego anime, postanowiłem coś o nim napisać.

kagewani-2

Kagewani opowiada o tajemniczych zdarzeniach dziejących się na co dzień na świecie, gdzie zaczęły pojawiać się dziwne stworzenia. Wstępem do całej historii jest nagranie wideo odnalezione przez tajemniczego doktora Banba. Filmik prezentuje wyprawę grupy dokumentalistów, starających się tworzyć materiał na temat dziwnego stworzenia. Historia ich wyprawy służy nam jako wprowadzenie do dorobku życia głównego bohatera jakim jest badanie tego typu spraw. Mamy budowę jakiejś większej tajemnicy i powiązania jej z Banbą, który ma tajemnicze znamię na jednej ze skroni.

d8covZL
Fajny pyszczek.

Swoją strukturą Kagewani przypomina trochę produkcje takie jak Z Archiwum X czy Fringe. Mamy zabawę w tak zwanego potwora tygodnia. Każdy odcinek przedstawia inną bestię i związaną z nią historię. Tym co łączy ze sobą kolejne odcinki jest jeden bohater i pewna tajemna organizacja. Przynajmniej takie wrażenie sprawia kilka pierwszych odcinków. Później mamy już konkretną historię, która łączy wszystko w całkiem interesującą całość. Poznajemy trochę lepiej historię pojawiającego się w każdym odcinku doktora Banby a także dowiadujemy się więcej na temat przyczyny istnienia potworów.

Nie wspomniałem jeszcze o bardzo ważnym elemencie wpływającym na moje pozytywne odczucia co do tego anime. Chodzi tu o to, że każdy z odcinków serialu trwa zaledwie 8 minut. Samo w sobie nie ma to większego znaczenia. W przypadku Kagewani udało się jednak upchnąć w tym czasie sporo materiału. Nie mamy dłużyzn i dziwacznych przestojów tylko po to by wypchać czas antenowy. Jednocześnie widz nie ma wrażenia, że akcja toczy się zbyt szybko i produkcja mogłaby skorzystać z bardziej typowego formatu. 8 minut okazuje się idealnym czasem do wprowadzenia tajemnicy, zaprezentowania nam potwora i zapodania satysfakcjonującego finału. Wychodzi to najlepiej w przypadku początkowych odcinków prezentujących historie nie powiązane ze sobą bezpośrednio. Pozwala to na przejście praktycznie od razu do akcji bez zabawy w lepsze poznawanie postaci czy ich motywacji.

[SakuraAnimes]_Animakai_Kagewani_-_01.mkv_snapshot_04.26_[2015.10.04_17.24.24]
Interpunkcja!

Same bestie są naprawdę różnorodne i interesujące. Mamy stworzenia oparte na legendach o dobrze znanych nam stworach jak Yeti czy monstrum z Loch Ness. Obok nich pojawia się także masa tworów wyglądających jak nieudane eksperymenty biologiczne. Najfajniejsze jest w tym wszystkim to, że każda z kreatur wyróżnia się od reszty sposobem polowania na swoje ofiary. Dzięki temu nie sztampowego schematu działań bestii. Jedno ze stworzeń wyczuwa ciepło, inne jest niewidzialne lub zastawia pułapki. To sprawia,że kilkuminutowemu seansowi towarzyszy spora dawka napięcia.

Kagewani wyróżnia się spośród innych serii poświęconych tematyce grozy także swoim stylem graficznym. Na pierwszy rzut oka animacja wygląda jak efekt nieudolnej rotoskopii. Chwilę później zauważamy, że wszystko jest zbyt statyczne. Trochę tak jakby zaserwowano nam jeden z „ruchomych” komiksów w stylu Dead Space. W efekcie tego anime wygląda trochę szkaradnie. Jednocześnie to wrażenie nienaturalnego poruszania się postaci świetnie buduje atmosferę i uczucie oglądania czegoś naprawdę dziwnego. Taka stylistyka nie nadaje się do zbyt wielu rzeczy ale w tym wypadku pasuje idealnie do koncepcji serialu. Kartonowe wycinki pomalowane akwarelami mogą człowieka na początku odrzucić ale koniec końców są jednym z silniejszych elementów Kagewani. Podobny styl graficzny sprawdził się w przypadku Yami Shibai innej serii krótkich opowiastek grozy, która współdzieli z tym tytułem autorów.

Przyznam się, że pierwszy odcinek serialu mnie nie porwał. Druga historyjka, gdzie mamy wyprawę górską była zdecydowanie ciekawsza ale to dopiero odcinek o dziwnych wodnych stworzeniach sprawił, że zainteresowałem się tym anime. W wypadku tej produkcji początek jest zdecydowanie słabszy od tego co się dzieje dalej.

Kagewani to anime które mogę bez chwili zastanowienia polecić każdemu kto lubi historyjki grozy i opowiastki bazujące na miejskich legendach. Produkcja ta może nie wygląda najlepiej ale sprawdza się idealnie jako chwilka horroru przed snem. Dodatkowo serial dostępny jest za darmo na Crunchyroll, więc obejrzenie Kagewani będzie nas co najwyżej kosztowało kilka minut z naszego życia.

Mugen Souls

Nie będę owijał w bawełnę i przyznam się, że gdy tylko usłyszałem o Mugen Souls pomyślałem o kolejnej wersji popularnej niegdyś bijatyki. Przypadek sprawił, że zdecydowałem się sprawdzić dokładniej czym jest ta gra. Ku mojemu (nie) wielkiemu zaskoczeniu jest to kolejny niszowy JRPG, który to po kilku latach od swojej konsolowej premiery zawędrował na PC. Czy oznacza to, że mamy do czynienia z dziwaczną gierką dla siedmiu osób czy też może tym razem jest inaczej? Czytaj dalej

Dante’s Inferno: An Animated Epic

Dłoń mi na dłoni położył i lice/Ukazał jasne, duchem natchnął śmiałem,/Po czym wprowadził w głębin tajemnice./Stamtąd westchnienia, płacz, lament chorałem/Biły o próżni bezgwiezdnej tajniki./Więc, już na progu stając, zapłakałem./Okropne gwary, przeliczne języki,/Jęk bólu, wycia, to ostre, to bledsze,/I rąk klaskania, i gniewu okrzyki/Czyniły wrzawę, na czarne powietrze/Lecącą wiru wieczystymi skręty,/Jak piasek, gdy się z huraganem zetrze. 

Boska Komedia(Pieśń III, 19 – 30)

Wizyta w piekle to jeden z najlepszych pomysłów jakie można wykorzystać przy tworzeniu gier. Różne osoby widzą to przeklęte miejsce na odmienne sposoby. Dla jednych mogą to być Indie, inni natomiast ujrzą  nieskończoną pustynię  albo standardowe kratery wypełnione lawą. Najciekawiej ukazał nam tą otchłań Dante Alighieri w poemacie Boska Komedia. Teraz w XXI wieku przyszło nam spojrzeć nam na to dzieło w nowszej formie. 
EA postanowiło wykorzystać ten motyw do stworzenia gry, klonu God of War.  Jednak my zajmiemy się filmem animowanym jaki powstał na fali zainteresowania grą.

Coś tu nie Gra

Dante’s Inferno: An Animated Epic to prawie półtorej godzinna adaptacja hack n slasha z naszych konsol. Electronic Arts próbowało już zbić majątek na innej grze stworzonej przez studio znane obecnie jako Visceral Games.

Wtedy z dobrym skutkiem padło na Dead Space.  Fani mogli lepiej poznać wydarzenia prowadzące do początku tamtego genialnego horroru. Tym razem jednak ktoś zdecydował, że lepiej pójść na łatwiznę ipokazać dokładnie to samo co w grze. Szczerze przyznam, że nikogo za to nie winię. kto wolałby zamiast scen w piekle oglądać wesołego Dantego przemierzającego średniowieczne mieściny?

Fabuła jest tutaj prosta jak konstrukcja cepa. Ktoś zabił Beatrycze i ląduję ona w piekle. Dante wie, że była ona dobrą duszyczką i została ukarana przez niego. Postanawia wyruszyć za nią niczym Orfeusz (All U need is love  itp.).

Przewodnikiem  naszego rycerza – krzyżowca ( w tej wersji Dante nie jest poetą tylko prawdziwym madafaką  zabijającym w kilka sekund samą/ samego Śmierć) jest Wergiliusz  – starożytny przyjaciel po fachu autora Boskiej Komedii.  Po takim wprowadzeniu rozpoczyna się kilkudziesięciu minutowa wędrówka po siedzibie Szatana.  Animowana wersja podobnie jak gierka przepełniona jest sieczką  i cyckami.

Wady

Tutaj pojawia się mój główny zarzut do tej produkcji (jak i zresztą samej gry).  Wszystko co się dzieje jest trochę chaotyczne  i nie tak ciekawe jak powinno być. Wyprawa do piekła nie powinna przypominać niedzielnej wędrówki do domu babci.  nawet jeśli jest tam ciemno, wilgotno, straszno i nie tak fajnie jak w hipermarkecie, to i tak mam świadomość, że nikt mnie nie zaatakuje. A nawet jak spróbuje to ja jestem nam największym twardzielem. Niestety takie właśnie jest piekło w Dante’s Inferno. Ma ogromny potencjał ale jest on źle wykorzystany. Do tego w filmie wszystko dzieje się bardzo szybko.  Bohater pokonuje kręgi piekielne w sekundy, nawet się przy tym nie pocąc.  Do tego dochodzą przynajmniej trzy sceny kiedy wielki potwór pojawia się tylko po to by bezpiecznie przeprowadzić bohatera do kolejnego obszaru działań. Za pierwszym razem jest to całkiem fajne ale po co powtarzać ten sam patent kilka razy?