Outlast 2

Ostatnio podczas przeglądania Tv Tropes natknąłem się na hasło „gorn”. Jest to połączenie słów gore i porno, które ma służyć do opisania gier i filmów, gdzie przemoc jest traktowana jako fetysz i głównym celem produkcji jest ukazywanie brutalnych scen. Najlepszym przykładem tego typu dzieł jest cykl Hostel i późniejsze odsłony serii Saw. Mam wrażenie, że Outlast 2 może szybko znaleźć się na liście produkcji, które opisywać będziemy jako gorn. Tylko czy oznacza to, że studio Red Barrels dostarczyło nam świetny horror?

Nowa era straszenia

Wpis na temat Outlast 2 muszę zacząć od moim zdaniem poważnej kwestii, która wpływa na mój odbiór tego typu gier. Straszaki na mnie nie działają i nie potrafię wykrztusić z siebie zabawnych reakcji jakie można obserwować na YouTube. Dotknęła mnie totalna znieczulica i taktyka jump scare na mnie nie działa a zabawa w chowanego z potworami jest dla mnie stratą czasu. Z tego powodu szukam w produkcjach grozy czegoś trochę innego. Od razu informuje, że oryginalny Outlast nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia i jeśli mnie pamięć nie myli wystawiłem tej gierce 6. Uważam, że Outlast: Whistleblower było ciekawsze od podstawki. Krótszy czas potrzebny na ukończenie gry plus sekwencja z „panem młodym” sprawiły, że DLC wypadło lepiej od oryginalnej gry. Tyle wprowadzenia powinno dobrze wytłumaczyć mój stosunek do Outlast 2.

Uwaga

W tym miejscu pozwolę sobie na jeszcze małą uwagę. Outlast 2 jest mocno naznaczony przez chrześcijaństwo. Posunąłbym się nawet o stwierdzenie, że gra jest bluźniercza. Dlatego osoby wierzące powinny dwa razy zastanowić się przed sprawdzeniem tego tytułu. Nie chcę wydawać wyroku bo uczucia religijne to sprawa prywatna. Mam jednak wrażenie, że twórcy jadą trochę po bandzie i nie zobaczylibyśmy gry takiej jak Outlast 2 z chrześcijańską sektą zamienioną na zwariowanych wyznawców jakiejś innej wiary. Osobiście nie mam z tym problemu ale wiem, że 2 z 3 osób, które przeczytają ten tekst będą urażone treścią gry. Zwłaszcza że osoby te są jeszcze w Wielkanocnym klimacie.

Outlast 2_20170424212702
Miłość do zabijania.

Koszmar na własne życzenie

Fabuła gry po raz kolejny jest interesująca i mocno naciągana. O tym drugim za chwilę. Na razie skupie się na zarysie opowiadanej historii. Otóż szczęśliwa para internetowych dziennikarzy wyrusza na zbadanie kolejnego dziwnego zdarzenia. W lesie znaleziono młodą kobietę w ciąży, która najprawdopodobniej torturowano. Sprawa dziewczyny nie zostaje jednak wyjaśniona bo popełnia ona niecodzienne samobójstwo. Nasi dziennikarze postanawiają rozwiązać zagadkę podejrzanej śmierci kobiety i wyruszają w tereny, gdzie odnaleziono niewiastę. Helikopterowa wyprawa kończy się katastrofą. Nasz bohater uzbrojony jedynie w kamerę musi odszukać swoją lepszą połówkę. Została ona bowiem uprowadzona przez dziwny kult wyczekujący końca świata. Zostajemy rzuceni w bardzo nieprzyjemne środowisko i musimy zrobić wszystko by przetrwać.

Outlast 2_20170425083000

Biegaj po ciemku

Rozgrywka tego straszaka wpisuje się w dziejesz normy. Pierwszoosobowa gra, gdzie mamy szlajać się z punktu A do B i unikać złych stworków zabijających nas w mgnieniu oka. Jesteśmy bezbronni i musimy ukrywać się lub uciekać przed krwiożerczymi wrogami i potworami. Podobnie jak w pierwszej grze kamera pozwala nam na dokumentowanie wydarzeń dziejących się wokół nas. Umożliwia nam ona także widzenie w ciemności. Za pomocą mikrofonu wbudowanego w kamerę możemy nasłuchiwać przeciwnik z bezpiecznej odległości. Potrzebujemy jednak masy baterii, które umożliwiają nam korzystanie z funkcji naszej maszynki do robienia kasy w internecie. Tak się składa, że teren opanowany przez wariatów biegających z widłami pełen jest porozrzucanych baterii.

W ogólnym rozrachunku gameplay Outlast 2 jest taki sam jak w poprzednich grach. Tytuł ten nie różni się tez zbytnio od innych gierek tego typu jakie pojawiają się każdego tygodnia na Steam. Największą zmianą w stosunku do poprzednich części serii jest umiejscowienie akcji w koszmarnej wiosce i przyległych do niej terenach leśnych. Dzięki temu poza bieganiem wąskimi korytarzami mamy także sporo łażenie po trochę bardziej rozległych terenach.

Outlast 2_20170424213419
Kto znowu zapchał kibel?

Outlast to typowy „Youtube’owy straszak” jakich pełno na rynku. Nie ma w tym nic złego. Oskryptowane gierki z rozgrywką polegająca na udawaniu, że ściga nas coś groźnego mogą spokojnie funkcjonować na rynku. Oryginalna gra spełniała swoje zadanie całkiem dobrze i ludzie mogli się wystraszyć w podobny sposób jak w domach strachu wystawianych na Halloween ( do Polski chyba powoli trafia ten zwyczaj). Outlast 2 łączy ten element z trochę bardziej otwartymi lokacjami. To niestety sprawia, że całość się sypie, leży i kwiczy. Wpływ na to ma kilka kwestii. Pierwszą z nich jest bieganie po omacku. Tak się składa, ze twórcy nie oznaczają w jakiś specjalny sposób punktów, którymi powinniśmy się interesować. W ten sposób błąkamy się po skrawkach mapy w poszukiwaniu celu. Takie działanie ma na celu budowę klimatu i przyprawianie graczy o palpitację serca. Niestety gryzie się to z sekcjami gry, gdzie mamy uciekać przed wrogami. Z tych potencjalnie emocjonujących sekwencji bardzo szybko ucieka cała para. Wynika to z tego, że biegamy po ciemku wkoło szukając jakiegoś miejsca, które popchnie daną scenkę do przodu. Efektem tego jest coś co bardziej przypomina końcówkę każdego odcinka Benny Hill niż horror. Na serio wykonanie tego elementu po prostu woła o pomstę do nieba. Osobiście przeżyłbym te hehszkowe sekwencje gdyby nie inny element kompletnie rujnujący dla mnie ten tytuł. Chodzi mi o masę nieszczęsnych bugów.

Outlast 2_20170424205923

Ja wysiadam

Red Barrels udało się stworzyć kopalnie głupoty i naciąganych elementów. Pojawiający się znikąd i znikający przeciwnicy to po prostu mistrzostwo świata. Kiedy wróg spawnuje się prze naszymi oczami niczym w multiplayerowej sesji Quake to człowiekowi chce się śmiać. Po chwili jest jeszcze lepiej bo bydlaki znikają tak jakby teleportowały się na USS Enterprise. Z początku myślałem, ze to jakieś przypadkowe wpadki. Jednak w procesie powtarzania tej samej sekwencji 10 razy zauważyłem, że nic się nie zmienia i twórcy chyba liczyli, ze będziemy patrzeć w jakieś inne miejsce albo coś w tym stylu. W normalnej sytuacji tylko wspomniałbym o tym i dał sobie spokój. Jednak takie widowisko sprawił mi pierwszy napotkany przeciwnik, który pojawia się w ten sam sposób w grze kilkukrotnie. Nie miałem jak traktować tej gry poważnie.

Outlast 2_20170424210017

Pomijam już coś co w moim odczuciu jest grzechem niewybaczalnym. Durna gra bazująca na skryptach nie odpala jakiejś sekwencji bo nie zrobiliśmy czegoś. W pewnym momencie gierki trafiamy do kościoła i musimy schować się w konfesjonale. Jeśli tego nie zrobimy to nie popchniemy akcji do przodu. Niby co w tym dziwnego? Otóż w grze jest osiągniecie/trofeum za niekorzystanie ze schowków. Dlatego starałem się ukończyć tą sekwencję bez chowania się w zabroniony sposób. Żeby było jeszcze gorzej to prawie mi się udawało zrobić to co mam zrobić. Z tego powodu byłem przekonany, że zastosowana przeze mnie metoda unikania wrogów ma sens. Dopiero za 15 razem dałem sobie spokój i zdecydowałem, ze walę pucharki. Nieźle się zdziwiłem, kiedy moim oczom ukazała się scenka z postaciami spawnujacymi się dopiero po wejściu do konfesjonału. W tym momencie wiedziałem, że na 100% walę tą grę.

We stępie wspominałem o czymś takim jak gorn i moich przypuszczeniach, że Outlast 2 należy do tego podgatunku straszaków. Wszystko to za sprawą scenek jakie miałem okazję zobaczyć w grze. Wspominałem wyżej o przeciwników, który sprawił ze cała gra stała się kpiną. Jest to babka z kilofem przerobionym na coś w rodzaju krzyża. Zwariowana kobieta jest pierwszym przeciwnikiem, który stanie na naszej drodze. Na powitanie zostaniemy zaatakowani i nasz szanse na przetrwanie nie wydają się zbyt wielkie. W moim przypadku sekwencja śmierci bohatera trwała dobre 30 sekund. Pierw zostałem podduszony i rzucony na ziemię. Później baba przywaliła kilofem w klejnoty mojego bohatera. Zostałem uraczony widokiem odrąbania genitaliów mojego ludka na co reaguje on zdziwieniem. Na sam koniec obrywamy z dwa razy kilofem w głowę. Na serio czy ktoś robi sobie jaja? Zakładam, że takie coś miało być szokujące. Jednak w moim odczuciu to jest ten moment kiedy brutalna scena przeistacza się w podniecanie się przemocą. Ten moment dobrze ukazuje ton całej gry.

Outlast 2_20170422225255
Ekspresowa kastracja.

Może źle odczytuję intencje twórców ale miałem wrażenie, że kilka sekwencji z gry miało być ekstremalnych. W moim odczuciu zahaczały one o poziom śmieszności Mortal Kombat, gdzie przemoc jest tak przesadzona i głupia, że nie robi już na nikim wrażenia. Czułem się jakby twórcy za wszelka cenę starali przebić się momenty z poprzednich gier i stworzyć coś co zgarnie dużo reakcji z „internetów”. Zachowanie umiaru jest sztuką, której niestety ekipa z Red Barrels nie opanowała. Komuś 1000 trupów może zaimponować. Dla mnie taka przesada sprawiła tylko, że mocniejsze momenty traciły na sile. Obserwowanie czyjejś śmierci nie robi na nikim wrażenia, jeśli sponiewierane zwłoki są dla nas chlebem powszednim.

Nie tylko minusy

Nie jest tak, że nie jestem w stanie powiedzieć nic dobrego o Outlast 2. Po prostu wszystkie fajne elementy gry związane są ze spoilerami. Fabuła na koniec okazuje się bardzo niezgrabną. Podoba mi się jednak pomysł jaki stał za opowiadaną historią. Kilka lokacji i sekwencji jest naprawdę świetnych. Czwarty rozdział gry serwuje nam jedną z najciekawszych lokacji jakie widziałem we współczesnych horrorach. Skojarzyła mi się ona z Forbidden Siren. Szkoda że wcześniejsze sekcje |Outlast 2 nie zapadają w pamięć.

Pisanie o oprawie audiowizualnej gry mija się trochę z celem. Oplułem ten tytuł, więc grafika i dźwięk nie mają większego znaczenia. Przyznam jednak, ze Outlast 2 wygląda naprawdę przyzwoicie. Co prawda większość gry spędzamy po ciemku i nie mamy możliwości przyglądania się naszemu otoczeniu. Jednak to co uda nam się zobaczyć zostawia pozytywne wrażenie. Podobnie jest z dźwiękami. Przeciwnicy gadają coś pod nosem i mamy okazję wysłuchiwać ich ponurych modlitw. Audio dobrze buduje nastrój znajdowania się w wiosce powalonych fanatyków. Szkoda, ze reszta gry psuje ten efekt.

Mam wrażenie, że cały tekst ma mocno negatywny wydźwięk. Outlast 2 mnie nie zachwycił i jestem nawet gotów powiedzieć, że gra jest w moim odczuciu zawodem. Jako współczesny straszak gierka wypada poprawnie. Opowiadana historia wydała mi się na tyle interesująca, że przedzierałem się kolejne sekcje gry zainteresowany tym co stanie się dalej. Nie przestraszyłem się ani razu ale ktoś kto ma sporadyczny kontakt z horrorami może narobić w porty. W końcu jump scare to nadal dobra taktyka na wystraszenie graczy. Szkoda że każdy „straszny” moment jest telegrafowany i odrobina znajomości gatunku pozwala nam przewidzieć, kiedy coś wyskoczy nam przed nos. Mimo tego gra ma swoje momenty. Nie jestem jednak pewien czy rekompensują one zdecydowanie słabsze elementy tego tytułu.

Outlast 2_20170425070020

Jestem zawiedziony

Może inni będą mieli więcej szczęścia ale mój czas z Outlast 2 był koszmarem. W przypadku horroru powinno to oznaczać najwyższą pochwałę. Niestety ta gierka jest tak skopana i zbugowana, że twarze z Mass Effect Andromeda albo glitche z AC: Unity są bardziej przerażające od tego co ma tutaj miejsce. Może wymagam od straszaków zbyt wiele ale jak dla mnie ten tytuł nie powinien przejść przez QA. Efekt końcowy jest kompletnie zrujnowany przez wpadki. Nastawienie się na śmieszny poziom przemocy też specjalnie nie pomaga. Moim zdaniem Outlast 2 to kiepska gierka, która miała zadatki na przyzwoity horrorek. Może na dniach pojawi się jakiś patch, który uratuje ten tytuł? Do tego momentu zalecam wstrzymanie się z zakupem.

Feast II: Sloppy Seconds

Flaki, specyficzny humor i obecność Treacha z Naught by Nature ( plus tego obleśnego kolesia z 30 Rock) były elementami, które sprawiły, że Feast zapadł mi w pamięć. Niskobudżetowy horrorek był chyba na tyle popularny, że musieliśmy doczekać się sequela. W tym wypadku jednak nie ma powodów do radości.

Feast II: Sloppy Seconds jest filmidłem co najwyżej słabym, nie dorównującym oryginałowi który miał pewną dawkę świeżości. Zabawny czarny humor poprzednika zostaje zastąpiony tandetą i gagami jak spuszczające się pośmiertnie na twarze dziewczyn potwory[?] (to dla zboków od bukkake z Japonii) czy karły eksponujące sztuczne genitalia. Rozumiem, że gatunek horrorów klasy c jest skierowany do wybitnych koneserów tandety ale tym razem twórcy przeszli samych siebie. Poza nudą mamy tu humor na poziomie jedzenia fekaliów. Nie jestem w stanie pojąć dlaczego to powstało( $?). Teraz o samym filmie, pomijając tyle ile się da.
Akcja przenosi się z baru na ulice jakiegoś miasta gdzie gang zmotoryzowanych wytatuowanych lasek (poza szefową wyglądają spoko) ściga kolesia z pierwszej części. Poza nimi jest jeszcze kilka osób z oryginału, wrestlerzy, sprzedawca bryk i jego puszczalska żona z kochankiem plus jakieś inne ludki. Szwenda się ta cała ekipa w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca. Co kilka minut ktoś zostaje zabity, leje się posoka i durne teksty. Wszystko to zostanie pewnie powtórzone w 3 części która powinna pociągnąć dalej wydarzenia ( brak tutaj jakiegoś definitywnego zakończenia).


Gdybym mógł to nigdy bym tego shitu nie odpalił bo zawodzi nawet niewygórowane oczekiwania jakie w stosunku do niego miałem. Gore którego tak samo jak śmiesznych momentów nie ma w tym „dziele” za wiele nie jest w stanie poprawić oceny jaka się należy. Nie widzę specjalnie zalet tego tytułu poza tym, że na daje się do piwka albo oglądania nawalonemu bo fabuły nie trzeba tu śledzić a nawet jak się nam przyśnie to zobaczymy sporą dawkę trupów i latających flaków.

Versus

Uznaje siebie za konesera kina crapowatego. Filmy robione za małe pieniądze, podróbki kinowych hitów i dziwaczne eksperymenty są tym co mnie „jara”. Miłość do tego typu kina wywodzi się jeszcze z czasów wypożyczalni wideo. Każdy kto pamięta wybieranie kaset VHS na bazie okładki, wie o co mi chodzi. W każdym razie poniższy tekst to przykład mojej miłości do gatunku. Jeden z moich pierwszych blogowych wpisów, który opublikowany został kilkanaście lat temu. Kiedyś zabiorę się za nową wersję wpisu o filmie Versus. Pierw muszę jednak znaleźć jakieś DVD z tym niewątpliwym dziełem japońskiej kinematografii. Zwłaszcza, że Hideo Kojima (podobno) wciela się w rolę jednego z zombiaków.

Prawie jak Dante z DMC

Versus to rozwinięcie powstałego trzy lata wcześniej pomysłu na filmu yakuza zombie. Nie jest to horror gdzie powolne stwory zjadają super wyszkolonych komandosów ale nie potrafią sobie poradzić z grupką dzieciaków. W następcy Down 2 Hell to te zazwyczaj brutalne potwory są ofiarą przemocy szaleńcy, który przypomina głównego bohatera Devil May Cry. 


Fabuła tego filmu jest tylko pretekstem do akcji i nie da się w niej doszukać większego sensu. Głównym bohaterem jest tutaj więzień KSC2-30 (Tak Sakaguchi) który po ucieczce z konwoju policyjnego spotyka się z gangsterami Yakuzy którzy maja mu umożliwić ucieczkę. Z niewiadomych (do czasu) powodów zabrali oni ze sobą porwaną dziewczynę. Doprowadza to sporu którego wynikiem jest kilka trupów budzących się po chwili ponownie do życia. Jak się okazuje las w którym dochodzi do spotkania jest 444. portalem do innego wymiaru zwanym Lasem Zmartwychwstania. Najgorsze (dla widza najlepsze) jest to, że w tym miejscu Yakuza przez długi czas pozbywała się zwłok teraz zasilających armię zombie. Dalej wszystko staje się tylko bardziej zakręcone i porusza nawet wątek odwiecznej walki dobra ze złem.  Masowo wyłaniające się z dołów żywe trupy, przenoszenie się poza czas i ukazanie nam historii konfliktu mogłoby zapełnić kilka filmów. Tutaj mamy to wszystko ostro skondensowane i napakowane akcją.

Zaglądanie w pysk

Versus to film który z założenia miał być czystą rozrywką dla widza i świetną zabawą dla twórców.  Niczym nie skrępowana frajda i głupawa rozwałka   były chyba  celem ludzi stojących za versusem. Zostały one osiągnięte z nawiązką  gdyż japońska ekipa stworzyła kosmiczne zakończenie zapewniające sequel, a obraz zyskał miano kultowego w pewnych kręgach. Co ciekawe został też zauważony przez hamerykańców którzy wyłożyli kasę na remake*. Jeżeli ma się dobre podejście do tego wytworu chorej japońskiej fantazji, tak na pewno będzie. Tutaj trupiaki biegają z gnatami i tłuką się z jeszcze żywymi, co jest świetną odskocznią od innych produkcji traktujących o nieumarłych, gdzie są powolne i nudne. To jak i ogólna amatorka całej produkcji (zwłaszcza kamera) może odstraszyć i zniechęcić ludzi od oglądania filmu który amerykański raper określiłby mianem dope asian flick. Mieszanka komedii, gore i filmu akcji ze scenami w stylu azjatyckiego niskobudżetowego Matrixa przypadnie do gustu każdemu fanowi kiczowatego kina typu grindhouse. Ewentualnie komuś kto poszukuję czegoś na dobra bekę z kumplami.

Ach te oczy czerwone

Sam nie wiem co mnie tak zachwyca w tym filmie, ale jest to idealna dawka pewnego rodzaju tandety, niesztampowej, wykręconej fabuły i szalonych akcji (patrz filmiki) które po prostu powalają. Trzeba obejrzeć choćby po to by opluwać ichniejsze kino. Może siłą tej pozycji jest to, że dała ona początek robionym obecnie masowo filmikom. Versus był jednym z pierwszych tego typu filmów a Tak zadbał o to by podobnego typu rozrywki nikomu nie zabrakło.

Ps. Nie oglądać filmu z dubbingiem (chyba, że niemieckim -wtedy jest jeszcze śmieszniej)