Fate/Extella: Link

Kiedy ponad dwa lata temu recenzowałem Fate/Extella: The Umbral Star twierdziłem, ze ten klon cyklu musou nie odniesie wielkiego sukcesu. Miałem rację bo o gierce mało kto słyszał i jeszcze mniej osób w nią zagrało. Jednak z jakiegoś powodu na rynku pojawił się sequel i ja niezmierni cieszę się z jego obecności. Fate/Extella: Link jest tym czego wygłodniali fani cyklu Warriors potrzebują. Czytaj dalej

Samurai Warriors 4: Empires

Przyzwyczaiłem się do tego, że bycie fanem gier z cyklu Warriors jest uważane za coś dziwnego. Co rok kupować z 10 praktycznie identycznych gierek. Na dokładkę produkcje te są prostymi do bólu slasherami z dość archaiczną oprawą graficzną. Coś mnie jednak do nich przyciąga i ciągle staram się wszystkim udowodnić, że warto w nie zagrać. Samurai Warriors 4: Empires jest prawdopodobnie najlepszym argumentem przemawiającym za serią. Tylko czy to wystarczy by ktokolwiek chciał zagrać w gierkę gdzie rozwala się setki wrogów za pomocą gitary?

Empires w wariancie Samurai Warriors to slasher z dodatkową warstwą strategiczną. Akcja gry umiejscowiona jest w XVI wiecznej Japonii, gdzie trwała walka o zjednoczenie ziemi. W nasze ręce oddane zostaje kilka scenariuszy, które pozwolą nam odtworzyć historyczny proces unifikacji Kraju Kwitnącej Wiśni. Możemy też zabawić się w scenariusze co by było gdyby. Każda z 6 „kampanii” daje nam mapę przedstawiająca rzeczywisty podział władzy w danym okresie. My decydujemy co będzie działo się dalej.

Przygodę z trybem Conquest zaczynamy od wyboru scenariusza i zdecydowania, którą z frakcji konfliktu chcemy dla siebie wybrać. Stajemy się wtedy głową rodu i to od naszych decyzji zależy czy nasz klan przetrwa czy też zostanie zmieciony z powierzchni ziemi. Każdy z przywódców ma swoje ambicje, które określają cel gry. Może to być zjednoczenie jakiegoś regionu, podbój innego klanu, obrona swych ziemi przed wrogiem lub nawet dotarcie w jakieś konkretne miejsce. Interesującym jest to, że po osiągnięciu tego celu możemy zdecydować się na kontynuacje swojej ekspansji i podbój całego kraju.

Sama rozgrywka dzieli się na dwie fazy – strategiczną i siekankę. Bitwy to typowe klepanie jednego przycisku by pokonywać wrogów. Do starego systemu walki dodano jednak trochę więcej mechaniki. Po pierwsze tym co zarządza sytuacją naszej armii na polu bitwy są linie zaopatrzeniowe. Tworzą one sieć punków na mapie, których to zdobywanie osłabia naszego wroga. Dzięki temu metoda pędzenia do głównej bazy wroga i ubicie przywódcy staje się trochę mniej skuteczna. Do gry siekaniny dodano trochę elementów taktycznych. Po pierwsze możemy zarządzać oficerami w locie i wysyłać ich w konkretne punkty mapy i dawać im proste cele. To w połączeniu z systemem formacji i wydawaniem rozkazów odnośnie konkretnych manewrów i taktykach naszej armii sprawia, że czujemy się trochę bardziej jak dowódca. Te mile widziane dodatki uzupełnione są o możliwość przełączania się pomiędzy postaciami Samurai Warriors 4; Empires umożliwia nam granie każdą postacią powiązaną z naszym głównym bohaterem. Oznacza to, że zabrani ze sobą na pole bitwy współmałżonkowie, potomstwo i przyjaciele są grywalni. Możemy się pomiędzy nimi dowolnie przełączać albo mamy możliwość powierzenia innej postaci w ręce kumple i granie w trybie split screen.

Warstwa bitewna gry została rozbudowana jednak w gruncie rzeczy jest to taka sama siekanka jak zawsze. Dalej mamy te same dwa podstawowe ataki, ciosy specjalne i potężne Musou rozwalające naraz kilkudziesięciu przeciwników. Nic się tutaj nie zmieniło i rozgrywka jest taka sama jak w każdym tytule wydanym po Dynasty Warriors 2. Na niższych poziomach trudności klepanie jednego przycisku jest wszystkim co potrzebne jest do sukcesu. Wyzwanie pojawia się dopiero na najwyższych stopniach trudności, gdzie blokowanie i parowanie ataków staje się musem.

Tym co przyciąga ludzi do odsłon Warriors typu Empires jest dodana do gry warstwa strategiczna. Zarządzamy w niej posiadanymi przez siebie ziemiami, rozbudowujemy armię, tworzymy sojusze i pozyskujemy dla siebie nowych wojowników. Tym razem cały system został uproszczony poprzez dodanie nam doradców. Wybieramy stratega podpowiadającego nam najlepszą drogę do ekspansji. Możemy na niego zrzucić zażądanie naszymi włościami i skupić się jedynie na wojnie. Poza strategiem dobieramy sobie także kilku doradców, którzy będą nam podpowiadali najlepsze ich zdaniem decyzje co do naszego klanu. Wszystko to opiera się o system spotkań co kwartał, gdzie wyznaczamy nowe przedsięwzięcia jakich ma się podjąć nasza grupa. To ile decyzji możemy podjąć zależy od współczynnika poparcia pośród swych poddanych. Podnoszenie podatków obniża nasze poparcie natomiast działania takie jak wysłuchiwanie ich potrzeb sprawiają że wzrastamy w potęgę. Do dyspozycji oddano nam całą gamę opcji dzielących się na politykę rozwojową, wojskową i zagraniczną. Możemy starać się budować sojusze, wykonywać zamachy, rozbudowywać nasze ziemie, doszkalać swoich doradców, tworzyć nowe strategie wojskowe czy stymulować wzrost handlu. Opcji jest co niemiara i tylko od nas zależy to jak będziemy ich używać. Nie ma jednak co ukrywać że ze względu na charakter gry nasze starania będą najprawdopodobniej koncentrowane na armii i ekspansji. Miłym jest jednak to, że wszystkie w tym wypadku lekko dodatkowe opcje pozostały w grze. Jasne, że udało mi się kiedyś wygrać Dynasty Warriors 8 Empire poprzez dominację kulturową. Jest to jednak coś co wymaga sporego samozaparcia i na dłuższą metę jest mniej skuteczne od podboju.

Wspomnieć należy jeszcze o mechanice powiązań pomiędzy postaciami. Jak już wspominałem członkowie rodziny bohatera i jego przyjaciele stają się grywalnymi postaciami w sekcjach bitewnych. Dlatego też mamy dość prosty system budowania więzi między postaciami. Mamy możliwość brania ślubów, rodzą się dzieci i możemy się zaprzyjaźnić ze swoimi oficerami. Zostajemy w takich sytuacjach uraczeni całkiem zabawnymi scenkami z życia bohaterów. Jest to bardzo uproszczony system ale oglądanie jak Nobunaga wydziera się na kogoś kto po kryjomu nosił jego sandały jest niezwykle zabawne.

Interesującym rozwiązaniem jest także decydowanie o inwazji na wroga. Zostaje nam przedstawione menu, gdzie musimy zdecydować się jakie siły poślemy i jak wielkie przyznamy im racje żywnościowe. Od tego zależy ile mamy czasu na wykonanie misji, czy na mapie pojawią się dodatkowe opcjonalne zadania i to jaka będzie siła naszej armii w porównaniu z przeciwnikiem.

Całość wydaje się być bardzo mocno uproszczoną wersją Romance of Three Kingdoms, Nobunaga’s Ambition lub Crusader Kings. Do wszystkich elementów gry zostajemy wdrażani powoli przez co nie ma uczucia przytłoczenia jakie często towarzyszy wyżej wymienionym serią. Z jednej strony jest to atut tej produkcji. Z drugiej grze brakuje głębi tamtych produkcji. System decyzyjny nie jest zestawem naczyń ze sobą połączonych przez co możemy co chwilę zmieniać naszą politykę. Gracz ma jedynie bardzo ograniczony wpływ na to co dzieje się z jego państwem. Przyznać trzeba jednak, że Empires jest dobrą próbką tego typu gier. Jeśli komuś taka rozgrywka się spodoba to może szukać bardziej rozbudowanych i skomplikowanych opcji, które to na szczęście są dostępne na rynku.

Tak naprawdę mam zarzuty tylko do jednej kwestii. Chodzi mi o spłycenie rozgrywki. W przypadku Dynasty Warriors 8 Empires mogliśmy wybrać jedną z wielu ścieżek kariery. Nasza postać mogła zaczynać jako cesarz, najemnik, lokalny watażka lub urzędnik. Opcji było całkiem sporo i to gdzie zaczynaliśmy wpływało na to jak potoczą się nasze losy. Dzięki masie opcji początkowych mogliśmy podążać różnymi ścieżkami i zabawa w sojusze, zdrady i pięcie się po szczeblach kariery była fascynująca.

Poza trybem Conquest oddano też w nasze ręce opcje nazwaną Genesis. Jest to swego rodzaju odpowiednik Free Mode z innych gier z nazwą Warriors w tytule. Opcja ta pozwala nam na edytowanie jednej z 6 kampanii z głównego trybu i zagranie w stworzoną przez nas wariację gry. Możemy ustawić kto, gdzie i z jakim celem będzie zaczynał. Pozwala to na dostosowanie pod siebie kilku elementów gry. Niestety możemy tak naprawdę edytować tylko kilka opcji i wykręcenie jakiegoś super szalonego scenariusza wydaje się być mało prawdopodobne. Tradycyjnie już do gry wrzucono edytor postaci pozwalający nam na stworzenie wojownika, którego można później użyć w pozostałych trybach gry. Mamy także możliwość importowania naszych postaci z Samurai Warriors 4-II. W grze nie mogło oczywiście zabraknąć galerii z biografiami, muzyką i scenkami przerywnikowymi. W tym miejscu wspomnę też o całej gamie DLC jakie pojawiły się na PlayStation Store. Mamy masę kostiumów i dodatkowe scenariusze gry. Nie jest to nic niezbędnego do tego by czerpać przyjemność z Empires ale trochę szkoda, że nie zdecydowano się na zaoferowanie graczom scenariuszy za friko. Zwłaszcza w sytuacji gdy na 6 dołączonych do gry przypadają 3 sprzedawane jako dodatek.

Samurai Warriors 4 Empires powstało na silniku podstawowej wersji gry. Dlatego też całość prezentuje się dokładnie tak samo jak wcześniejsze tytuły. Mamy więc znośną oprawę graficzną, która pokazuje swoja moc głównie tym, że gra jest płynna nawet gdy na ekranie pojawia się setka postaci i wykonujemy mega atak rodem z Marvel vs. Capcom. Oczywiście od czasu do czasu zdarzają se zgrzyty ale jestem przekonany, że spadki framerate są rzadkością. Oprawa dźwiękowa to dalej ten sam japoński voice acting i dobrze znane melodie towarzyszące grze od lat. Trudno powiedzieć coś odkrywczego o grze dokładnie takiej samej jak dwie inne produkcje noszące ten sam tytuł. Oprawa graficzna nie zrobiła na mnie olbrzymiego wrażenia w 2014 roku i tym bardziej nie wgniata mnie w ziemię dzisiaj.

Najnowsza gra Koei Tecmo jest prawdopodobnie najbardziej udaną próbą zachęcenia nowych graczy do zagrania w przedstawiciela cyklu Warriors. Produkcja łaczy w sobie standardowe siekanie z warstwą strategiczną. Nie jest to nic specjalnie odkrywczego. Samurai Warriors 4 Empires jest jednak najbardziej przejrzystą i dostępną z tych bardziej rozbudowanych części serii. Starzy wyjadacze ni zostaną tutaj zaskoczeni niczym naprawdę nowym. Fajnie jest jednak zobaczyć najbardziej dopracowaną edycję Empires. Tradycyjnie moja końcowa nie ma zbyt wielkiego znaczenia bo jak cały ten tekst jest to opinia skrzywionej osoby, która i tak zagra we wszystko z Warriors w nazwie. Tym razem jednak naprawdę warto dać Samurai Warriors szansę.

Arslan: The Warriors of Legend

Lata temu Omega Force odkryło metodę robienia gier. Proste slashery, które pozwalają wyżyć się poprzez mashowanie przycisków stały się swego rodzaju fenomenem. Cykl Dynasty Warriors okazał się czymś naprawdę dochodowym i popularnym. Formuła tych produkcji została całkiem skutecznie przeniesiona na inne gry. Dzięki temu mamy Dynasty Warriors w wersji z samurajami, Gundamami, piratami, mangowymi klonami Mad Maxa. Z dniem dzisiejszym do tej ekipy dochodzi Dynasty Warriors ozdobione przez motywy z fikcyjnej wersji Persji z jakiegoś tam anime. Arslan: The Warriors of Legend nie brzmi zbyt interesująco. Czy to oznacza, że po raz pierwszy nie zatopię kilkudziesięciu godzin w najnowszej wersji mojego ukochanego Dynasty Warriors?

Arslan: The Warriors of Legend to gra bazująca na cyklu powieści autorstwa Yoshiki Tanaki. Akcja produkcji dzieje się w fikcyjnym świecie inspirowanym perskimi legendami. Głównym bohaterem jest Arslan – książę królestwa Pars. Następca tronu musi się wykazać, gdyż w wyniku zdrady armia jego ojca została zgładzona. Nad potężnym dotąd krajem stoi widmo podboju przez sąsiednie królestwo Lusitania. Arslan postanawia uratować ziemię z której się wywodzi. Podstawa fabuły tego tytułu jest dość prosta i sztampowa. Oczywiście mamy masę intryg, zwrotów akcji i całkiem ciekawych sytuacji. Arslan: The Warriors of Legend opiera się jednak na schemacie z anime opowiadającym o losach królestwa Pars. Oznacza to, że całość produkcji ma stylistykę wyjętą żywcem z japońskich filmów animowanych. Dla jednych będzie to zaleta. Inni poczytają to jako wadę. Ja potrzebowałem trochę czasu by przyzwyczaić się do obecności standardowych motywów znanych z produkcji tego typu.

Historia która to nie jest tak dobrze znana jak losy trzech chińskich królestw ma w sobie wiele interesujących elementów. Staje się to przyczynkiem do wywrócenia do góry nogami całej formuły gier z serii Warriors. Po raz pierwszy w tego typu grach zdecydowano się na zasypanie nas fabułą. The Warriors of Legend pełne jest scenek przerywnikowych pozwalających na lepsze poznanie uniwersum gry. Mamy okazję poznać relację pomiędzy bohaterami a także kwestie kulturowe i polityczne. Jest to ciekawe także ze względu na kontekst. Fabuła porusza kwestie religii monoteistycznych, niewolnictwa i hierarchii społecznej. Produkcja od Koei Temco serwuje nam jednak japońską perspektywę patrzenia na te tematy. Oczywiście wszystko podane jest w trochę uproszczonej formie anime, gdzie poważne momenty przeplatają się z głupimi żartami. W przypadku gier tego typu nigdy wcześniej nie oglądaliśmy kilkunastominutowych sekwencji z bohaterami rozprawiającymi na różne tematy. Muszę przyznać, że ta nowa formuła prowadzenia fabuły w grach z cyklu Warriors mnie zainteresowała. Elementy wprost z anime prezentują się całkiem dobrze i dają kontekst do bitew które toczymy. Chętnie zobaczę podobne rozwiązania w przypadku Dynasty Warriors 9.

Najnowsza produkcja Omega Force to kolejna iteracja na temat formuły zapoczątkowanej w Dynasty Warriors 2. Podstawą gameplayu są te same elementy które pojawiły się po raz pierwszy na PlayStation 2. Dwa ataki, które łączymy w proste kombinacje, przycisk odpowiedzialny za super atak możliwy do wykonania jedynie po napełnieniu paska energii są obecne w każdej grze tego typu. Podobnie w przypadku sporych pól walki i masy wrogów czekających tylko by oberwać. Mamy także generałów, których musimy pokonać, oddziały pilnujące bram i skrzynki z przedmiotami rozsiane po polu bitwy. Na pierwszy rzut oka jedyną różnica pomiędzy tym tytułem a innymi produkcjami od Omega Force jest oprawa graficzna. Oczywiście przyjrzenie się The Warriors of Legend trochę bliżej pozwala dostrzec pewne nowości wprowadzone do tej produkcji. Po pierwsze silniejsi przeciwnicy posiadają regenerujący się pasek pancerza. Bajer rodem z Halo: Combat Evolved nie do końca pasuje mi w produkcji tego typu ale zawsze jest to jakaś zmiana. Ważniejszą rzeczą jest przemodelowanie systemu uzbrojenia. Zamiast dziesiątek przedmiotów o rożnych statystykach nasz oręż składa się z ograniczonej ilości rzeczy. Z czasem odblokowujemy jednak nowe „tryby działania”  naszej broni. Dobrym przykładem tego będzie miecz Arslana. Na początku gry możemy korzystać tylko z jego zwykłej wersji. Później odblokowujemy wariant ognisty, powietrzny i tak dalej. Różne żywioły dają nam różne bonusy do ataków i pozwalają na tworzenie specjalnych kombinacji ciosów. System ten jest całkiem interesujący ale jego wprowadzenie równało się z mocnym ograniczeniem dostępnych nam rodzajów broni. Każdy bohater ma od góry przypisane do siebie miecze, włócznie i łuki. Sprawia to, że każda z grywalnych postaci ma swój własny styl rozgrywki. Mi jednak brakuję trochę spędzania godzin na eksperymentowanie z najlepszymi kombinacjami sprzętów do siekania naszych wrogów. Nic nie jest przecież w stanie przebić niszczycielskich sił pędzla z Dynasty Warriors 8.

Arslan: The Warriors of Legend zapożycza coś od siostrzanej serii wydawanej przez Koei Tecmo. System kawalerii znany z Bladestorm zostaje sporadycznie wykorzystany w tym tytule. W wypadku Arslan bajer ten polega na tym, że na polu bitwy pojawiają się specjalne pola. Na ich obszarze jesteśmy w stanie przywołać kawalerię, łuczników albo piechotę. Przez chwilę sterujemy sporą grupą jednostek i jesteśmy w stanie wykonywać taktyczne manewry. W jednej misji jako oddział łuczników podpalamy pole walki przez co nasi przeciwnicy popadną w panikę. W większości przypadków jesteśmy w stanie bardzo szybko przerzedzić siły wroga bez narażania życia naszej postaci.

Zabawa z kawalerią to całkiem fajny dodatek. Jednak najbardziej interesującą mechaniką jaka dorzucono do gry jest system kart. Podczas każdej misji stawiane są przed nami mini zadania związane z ilością pokonanych wrogów i czasem jaki na zbierze dotarcie w jakieś miejsce. Za ich wykonanie otrzymujemy karty z wizerunkami postaci z uniwersum Arslan. Otrzymana przez nas karta uzależniona jest od oceny za nasz wysiłek. Karty posiadają różne umiejętności i poprawiają statystyki naszych bohaterów/ Każda z naszych postaci może nosić ze sobą trzy karty. Pozwala nam to na posiadanie specjalnych zdolności takich jak automatyczne wykrywanie pobliskich skrzynek. Dodatkowo odpowiednie kombinacje kart odblokowują specjalne bonusy jeszcze bardziej wzmacniające naszych herosów. Jest to interesujący system świetnie wpasowujący się w rozgrywkę znaną z tego typu gier.

Poza tymi elementami mamy jeszcze jeden całkiem ciekawy dodatek. Praktycznie na każdej mapie ukryta jest książka kucharska. Oby ją odnaleźć musimy wykonać specjalne zadania. Po odblokowaniu nowego przepisu możemy na jego bazie przyrządzić posiłek. Każde danie daje nam jakieś bonusy podczas rozgrywki w Free Mode. Może to być silniejszy atak, więcej punktów życia i inne podobne ułatwienia. Rozwiązanie to zachęca do ponownego przechodzenia zaliczonych już bitew.

Jedną z pierwszych rzeczy jakie zauważyłem podczas czasu spędzonego z tym tytułem było to, że postacie wydzierają się na mnie z kontrolera. Ktoś zdecydował się na wykorzystanie głośniczka umieszczonego w Dual Shocku 4. Interesujące jest to, że postacie nawijają tylko po japońsku. Koei Tecmo dalej trzyma się całkiem nowej tradycji nie wydawania kasy na pełną lokalizację swoich gier. Nie mam jednak o to pretensji. W końcu mamy do czynienia z grą na bazie książki, która została przerobiona na mangę i anime. Grą której oprawa graficzna wzorowana jest na anime. Pewnie trochę dziwnie byłoby słyszeć angielskie głosy wydobywające się z ust bohaterów. Przynajmniej tak tłumacze sobie poskąpienie kasy na voice acting. Pozostawienie japońskich głosów sprawia że człowiek jeszcze bardziej czuje się tak jakby był w środku animowanego serialu. Pomaga w tym także grafika w stylu cell-shading. Dzięki tej komiksowej stylistyce produkcja Omega Force wygląda przepięknie. Jest to obok One Piece Pirate Warriors 3 najlepiej wyglądająca gra Koei Tecmo.

Poza trybem fabularnym oddano w nasze ręce inne standardowe dla tego typu gier opcje. Mamy Free Mode, gdzie wybieramy dowolnego bohatera i dowolną mapę by siać spustoszenie, nabijać levele i znajdować sekrety rozsiane po polach bitew. Tryb Online pozwala na pogranie z kimś przez internet. Galeria wypełniona jest po brzegi filmikami, obrazkami i innymi bajerami, które powinny zadowolić fanów anime o przygodach Arslana. Mamy także dostęp do mini encyklopedii serwującej nam najważniejsze informacje na temat postaci, miejsc bitew i chronologii zdarzeń. Nie jestem przekonany co do użyteczności tego menu. W epoce Internetu możemy znaleźć znacznie więcej dokładniejszych informacji na jednej z wielu stron poświęconych historii z gry.

Arslan: The Warriors of Legend nie było tytułem z którym wiązałem wielkie nadzieje. Gierka bazująca na kolejnym anime, które jest popularne gdzieś za górami, lasami i oceanami. Obstawiałem że będzie to szybki skok na kasę z byle jak wykonaną produkcją starającą się naciągnąć fanów mangi i serialu na dodatkowy wydatek. Byłem jednak w olbrzymim błędzie. Najnowsza produkcja Koei Tecmo to solidny przedstawiciel serii Warriors/Musou, który wprowadza do cyklu kilka interesujących elementów. Jeśli ktoś nie lubi tego typu gier to nie znajdzie w tej produkcji zbyt wiele. Fani beztroskiego siekania mogą bez obaw sięgnąć po ten tytuł. Mam nadzieję, że ta produkcja odniesie olbrzymi sukces i zachęci kogoś tam w Bandai-Namco do zlecenia Omega Force stworzenia Gintama Musou.

Samurai Warriors 4-II

Koei lata temu znalazło sobie pewną niszę. Niemała grupka graczy co kilka miesięcy kupuje jakąś grę z serii Warriors. Mamy wariant dla fanów antycznych Chin, feudalnej Japonii, cyklu Legend of Zelda czy One Piece. Od dawna zastanawia mnie kto sięga po te gry. Premiera Samurai Warriors 4-II powinna pozwolić mi sprawdzić kto zagrywa się w tego typu gierki. Mamy w końcu przecież dość rozbudowany komponent online. Czyżby nadeszła pora bym poznał przerażająca prawdę na temat fanów cyklu Warriors?

Samurai Warriors 4-II to dość dziwny przypadek jeśli chodzi o serię Warriors. Mamy do czynienia z grą o trochę nietypowym tytule, które nie jest ani edycją HD ani zwykłym rozszerzeniem Samurai Warriors 4. Gra oferuje trochę zmian i nowości ale w znacznym stopniu przypomina poprzednią grę z cyklu. Najlepszym określeniem jakie mogę znaleźć na opisanie tego tytułu jest remix albo wariacja na temat podstawowej wersji gry.

Nowa gra Koei koncentruje swoją uwagę na nowych postaciach. Dostępne w grze kampanie opowiadają o losach konkretnych postaci zamiast skupiać się na jakimś konflikcie. Efektem tego jest to, że przez każdy ze scenariuszy mamy jedną postać główną wokół której to toczą się wydarzenia. Z tego też powodu skaczemy po rożnych bitwach i różnych chwilach w życiu danej postaci. Jest to interesujące rozwiązanie pozwalające na ukazanie znanej historii w trochę inny sposób. Najlepszym tego przykładem jest kampania Hisahide Matsunagi, który to przez cały swój scenariusz stara się wykończyć Nobunagę Odę. Dzięki temu pomiędzy misjami zostajemy uraczeni masą zabawnych scenek, tematycznie wyjętych wprost z bajek o Strusiu Pędziwiatrze. Jest to dość ciekawe rozwiązanie w jakiś tam sposób urozmaicające grę osobom zainteresowanym fabułą serii. Ci którzy nie są zaciekawieni tego typu kwestiami muszą się przygotować na klepanie przycisku odpowiedzialnego za pomijanie dialogów, których jest w grze całkiem sporo.

Sprawa wygląda tak, że mamy ten sam szkielet gry z bardzo drobnymi zmianami. Gra oferuje nowe kampanie i nowego bohatera. Scenariuszy jest 13 i każdy z nich to kilka mapek i skoncentrowanie się na jednej postaci. Jest to największa różnica w stosunku do podstawowej wersji gry. Jednak w praniu wszystko sprowadza się do tego samego.

Jeśli chodzi o gameplay to mamy do czynienia z praktycznie identycznym tytułem jak poprzednik. Jasne że wszystkie gry typu Warriors oparte są na tym samym schemacie. Tym razem jednak patrząc na obrazki czy filmiki z gry nie dałoby się odróżnić obu tytułów. Gra skoncentrowana jest na dwuosobowej zabawie. Nawet jeśli gramy w pojedynkę to przystępując do każdego poziomu wybieramy dwie postacie pomiędzy którymi możemy się przełączać w trakcie gry. Rozgrywka oparta jest na tym samym klepaniu przycisków. Tym razem defensywa wydaje się jednak trochę ważniejsza niż zwykle. Uniki, blokowanie i parowanie ataków są nieziemsko skuteczne i zdecydowanie ułatwiają rozprawianie się z trudniejszymi generałami wrogich armii.

Sama struktura misji jest żywcem przeniesiona z Samurai Warriors 4. Mamy szereg celów pojawiających się w trakcie rozgrywki. Poza głównymi zadaniami pojawiają się także zadania dodatkowe i konkretne cele dla danej postaci. Sprowadza się to na przykład do pokonania wroga odpowiednim atakiem lub w określonej ilości czasu. Osobiście nie jestem olbrzymim fanem tego systemu wyzwań bo wydaje mi się, że spowalniają trochę grę. Po wykonaniu danego celu musimy odczekać chwilkę zanim zacznie się kolejne wyzwanie. Wolałbym gdyby tej chwili oczekiwania na pchniecie gry do przodu nie było.

Dużą zmianą w stosunku do Samurai Warriors 4 jest system ulepszenia naszych postaci. Teraz zamiast zwykłego levelowania i korzystania z przedmiotów mamy system skilli. Mamy rozwiązanie przypominające trochę Sphere Grid z Final Fantasy X czy License Board z Final Fantasy XII. Każda postać ma mnóstwo umiejętności do odblokowania których potrzebne są tomy zdobywane podczas gry. Zaczynamy z jednego punktu po odblokowaniu którego możemy wykupić sąsiadujące z nim pola. W ten sposób odblokowujemy kolejne umiejętności, które możemy dodać do jednego z kilku dostępnych dla danej postaci slotów. Wyekwipowane skille możemy używać na polu bitwy dowolną ilość razy. W tej kwestii ograniczeni jesteśmy jedynie przez czas jaki trzeba odczekać przed ponownym użyciem naszej zdolności. Skille zwiększają nasz atak ale także umożliwiają odzyskiwanie życia przez naszych sojuszników czy czasowo zwiększają szansę na zdobycie bonusowych punktów życia. System ten pozwala na znacznie większą niż wcześniej możliwość dostosowania naszej postaci pod nasz tryb gry. Samych opcji jest sporo i stanowią one świetny dodatek do Samurau Warriors 4-II.

Poza umiejętnościami mamy także możliwość wyboru konia i broni, które będą służyć nam w przelewaniu wrogiej krwi. Tym razem możemy rzeczy te ulepszać poprzez łączenie posiadanych przedmiotów. Warto także nadmienić, że każda z postaci ma odgórnie przypisany do siebie typ orężu. Nie ma więc mowy o zabawie z różnymi typami broni jak to miało miejsce choćby w Dynasty Warriors 7.

Z gry wyleciał tryb Chronicles. Jest to trochę dziwne rozwiązanie bo dalej mamy możliwość tworzenia własnych postaci, które to były użyteczne właśnie w tym trybie rozgrywki. W zamian za budowanie legendy stworzonej przez nas postaci dostajemy więcej „mniejszych” bajerów. Po pierwsze pojawiają się trzy zabawy do rankingów. Polegają one na pokonywaniu jak największej liczby przeciwników w określonej ilości czasu. Nie brzmi to zbyt interesująco ale zaimplementowanie rankingów zachęca do wykręcania jak najlepszych wyników. Obok tego dodatku mamy jeszcze standardowy tryb Free Play, gdzie możemy wybrać dowolną postać i mapę z kampanii i poszaleć na niej. Jest jeszcze nowy tryb Survival. Pniemy się w nim na kolejne piątra olbrzymiej wieży. Każdy nowy poziom to nowe, coraz trudniejsze zadania ale i coraz lepsze nagrody. Naszym zadaniem jest dotarcie do najwyższego piętra twierdzy walcząc jednocześnie z limitem czasowym. Na przejście gry mamy 10 minut do których dochodzą kolejne 2 minuty za każdy zaliczony level. Nie zmienia to samej rozgrywki w jakiś szalony sposób ale daje to możliwość pogrania w malutkie fragmenty tytułu. Kolejne piętra zaliczamy w minutę czy tam dwie co pozwala na arcy szybką partyjkę, która zostanie nagrodzona.

W gry typu Warriors gram nieprzerwanie od 15 lat. Wszelkie wariacje tej formuły i kolejne odsłony cyklów jeszcze mi się nie znudziły. Wydaje mi się jednak że należę do wąskiej grupy czerpiącej satysfakcje z dość prostego gameplayu i masy levelowania przy której Destiny czy Diablo to dziecinada. Dodatkowo przemawia do mnie tematyka tych gier. Jeśli miałbym podejść do oceniania tych gier na chłodno to musiałbym wystawić zdecydowanie niższą ocenę. Wiele osób nie rozumie fenomenu tego cyklu ale rozgrywka oparta na mashowaniu przycisków daje masę frajdy, którą trudno mi porównać z czymkolwiek innym. Trzeba jednak mieć świadomość, że ni jest to gra dla wszystkich. Jednocześnie muszę przyznać, że ta odsłona cyklu nie jest moim zdaniem najlepszą częścią cyklu. Gdyby połączyć obie wersje gry wtedy otrzymalibyśmy świetny produkt, który mógłbym szczerze polecić.

Samurai Warriors 4-II jest dość interesującym tytułem przeznaczonym raczej dla fanów cyklu. Takie przynajmniej wrażenie sprawia skoncentrowanie się na niezbyt popularnych postaciach i pozostawienie najbardziej rozpoznawalnych twarzy tego okresu ( Nobunaga Oda, w cieniu. Z drugiej strony osoby kompletnie zielone w temacie pewnie nie odróżniają od siebie tych postaci. W tedy bardziej interesujący system levelowania naszych herosów i elementy online sprawiają, że można się zainteresowanie tą produkcją.