Straszdziernik 2018

Od kilku lat Październik jest moim ulubionym miesiącem. Nie chodzi tylko o fakt, że rocznica powstania ChRL daje mi tydzień wolny od pracy. Tym co sprawia mi niezmierną radość jest poświęcenie uwagi wszelkiej maści straszakom, horrorom i wszystkiemu co jeży włos na głowie. Mogę w spokoju obejrzeć kilkadziesiąt filmów grozy i nikt nie zwraca mi uwagi, że zamiast komedii romantycznej oglądam zombie słoiki wysysające mózgi noworodkom. Poniższy wpis to kilka moich typów na pierwsze dni celebracji wszystkiego co straszy.

Baskin

Mniej więcej rok temu dowiedziałem się, że moja rodzinka zakochała się w głupkowatych tureckich serialach jakie pojawiły się w polskiej telewizji. Ta bzdetna informacja sprawiła, że gdy usłyszałem o mocnym tureckim horrorze postawiłem dać mu szansę. No bo nigdy wcześniej nie myślałem o Turcji jako o miejscu gdzie kręci się straszaki. Baskin to pełnometrażowa wersja, krótkiego filmiku, który swego czasu zdobył konkretna popularność wśród maniaków horrorów. Opowieść o grupce okropnych policjantów, którzy trafiają w szpony okrutnego kultu jest mocna. Solidna dawka gore i mindfuckowym momentów plus banda niesympatycznych postaci, którym życzymy wszystkiego co najgorsze. Całość jest trochę schizowa i obleśna ale warto się tym zainteresować.

Mandy

Prawdopodobnie mój typ do filmu roku. Nicholas Cage i opowieść o zemście. Z ekranu wylewa się LSD i całość pożycza trochę z kultowego filmu animowanego Heavy Metal. Nie chcę bawić się w spoilery ale to jest mieszanka zachwycającego wizualnie kina artystycznego z klasyką kina crapowatego rodem z grindhouse. Uderza mocno i zapada w pamięć na długo.

Final Girl

Nie mylić z trochę lepszym filmidłem zatytułowanym The Final Girls. Final Girl to ciekawy patent na odwrócenie historii z bezbronną bohaterką i przerażającymi mordercami. A co jakby ktoś chciałby zmierzyć się z bandą seryjnych morderców? Ciekawy pomysł ale wykonanie takie sobie. Ogólnie jednak jest to coś nietuzinkowego. Chętnie zobaczyłbym jakiś sequel rozwijający najciekawsze wątki fabuły.

Maniac

Patent na pierwszoosobowy horror widziany z perspektywy mordercy daje twórcom olbrzymie pole do popisu. Maniac z 2012 wykorzystuje ten pomysł w naprawdę zadowalający sposób. Niektóre sceny mają szokować ilością krwi i brutalnością ale najmocniejszym aspektem całości jest tak naprawdę końcówka, gdzie szalony morderca racjonalizuje swoje zachowanie.

Calibre

Solidny thriller o tym jak seria niefortunnych zdarzeń i próba ukrywania prawdy może prowadzić do tragedii. Napięcie jest tuta budowane w naprawdę mistrzowski sposób i otrzymujemy naprawdę interesujące zakończenie. Nie ma tu dużo krwi ani gore ale klimat jest srogi. No i teraz mam już 101% pewności, że nigdy nie wybiorę się na polowanie.

Dark Web

Straszdziernik to także okazja żeby pośmiać się z naprawdę kiepskich straszaków. Dark Web to bardzo, bardzo słaba antologia historyjek lekko powiązanych z technologią. Takie Twilight Zone lub jak kto woli Black Mirror w wersji ujemny budżet i mało talentu. Pierwsze 5 minut tego produktu to jedna z najgorszych rzeczy jakie widziałem w tym roku.

Pierwsza dawka straszdziernika za mną. W planach mam obejrzeć jeszcze masę filmideł w tym trochę chińskich (ChRL) horrorów, które zbierałem w ostatnich miesiącach. Nie obędzie się też bez gier ale nie mam jeszcze pewności w co zagrać. Chętnie poczytam o waszych typach, zwłaszcza jak znacie jakieś mniej popularne straszaki, które mogły umknąć mojej uwadze.

Nieznajomi

Jedną z najstraszniejszych rzeczy jakie wyobrażałem sobie podczas mojego pobytu w Chinach było włamanie gdy jestem w domu. Ktoś wpada nam do miejsca w którym powinniśmy się czuć najbezpieczniej w świecie. Trochę trudno zareagować w takiej sytuacji bo jak się zrobi krzywdę napastnikowi to czeka nas odsiadka albo jakiś pozew. Chociaż to jest małe piwo w porównaniu z tym co spotkało bohaterów opowiadającego o podobnej sytuacji filmu The Strangers.

The-Strangers-Gallery-1

Kolejne straszdziernikowe filmidło opowiada historię pewnej pary, która znalazła się w złym miejscu o złej porze. Tym pechowym miejscem jest ich domek letniskowy. Para bohaterów jest w trakcie kryzysu w ich życiu romantycznym gdy do drzwi puka dziwna kobieta. Wypytuje się ona o swoją koleżankę. Ten moment staje się początkiem koszmaru bohaterów. Ktoś próbuje się włamać do ich mieszkania i rozpoczyna dziwną i bardzo niebezpieczną grę z młoda parą.


Od strony fabularnej w filmie nie dzieje się zbyt wiele. Całość skupia się na zabawie w kotka i myszkę pomiędzy napastnikami a pechową parą. Wychodzi to całkiem dobrze i mamy odpowiednio budowane napięcie

The Strangers wydaje się być interesującym filmem. Mamy dość prosty pomysł na historię, który to zostaje całkiem sprawnie wykorzystany. Efektem finalnym jest trochę naciągany ale jednocześnie wciągający film. Prawdopodobnie nie będę miał ochoty już go nigdy więcej obejrzeć ale nie narzekam na czas poświęcony na obejrzenie go.

The Strangers

Dziewiąta straszdzernikowa noc przyniosła całkiem znośny filmik. Uzmysłowiła mi ona także, że wypalam się. Pisanie w środku nocy jest męczarnią. Dlatego też tekst tym razem jest krótszy niż wcześniejsze. Z drugiej strony nie można napisać o tym filmie zbyt wiele bez psucia go.

Lista płatnych zleceń

omimo tego, że od wielu lat gram w gry wideo nie jestem jakimś chorym mordercą. Wiem, że trudno w to uwierzyć bo Fakt, Super Express i TVN mają masę dowodów na to, że gierki robią z niewinnych ludzi seryjnych zabójców. W każdym razie mój brak doświadczenia w odbieraniu życia sprawia że moje uwagi na temat dzisiejszego filmu mogą być nieuprawnione. Przecież wyobrażałem sobie życie płatnego zabójcy kompletnie inaczej niż uczynili to twórcy filmu Lista płatnych zleceń (Kill List).

Czytaj dalej

Tomie: Another Face

Film Tomie zaskoczył mnie. Spodziewałem się kiepskiego lub co najwyżej koszmarnie średniego filmidła o duchach i innych tego typu pierdołach. Dostałem jednak coś na tyle zakręconego, że postanowiłem zainteresować się całą serią produkcji opartych na mandze Junji Ito. Na pierwszy ogień poszło Tomie: Another Face. Czemu to zrobiłem?

Zamiast filmu mamy serial

Tomie: Another Face to filmowa wersja trzy odcinkowego serialu o jednej z najstraszniejszych „kobiet” z Japonii. Całość ma formę antologii z trzema opowiastkami o zabójczej piękności. Nie są one kontynuacją materiałów z poprzedniego filmu ale jego znajomość jest przydatna. Wynika to z tego, że twórcy Another Face zrezygnowali z przybliżenia tytułowej postaci.

Zmarnowany potencjał

Pierwsza bardzo lipna opowiastka to szkolne zawody miłosne. Młoda dziewczyna ma okazje odzyskać swojego byłego chłopaka. Wynika to z tego, że jego obecna partnerka – Tomie zaginęła w dziwnych okolicznościach. Dziewczyna którą podobno odnaleziono martwą wraca do szkoły jakby nigdy nic. Tak zaczyna się koszmar nastolatki zakochanej w chłopaku zachowującym się tak jakby był zahipnotyzowany. Historyjka wydaje się czerpać inspirację z oryginalnego pomysłu na komiks o Tomie. Co byłoby gdyby ktoś martwy pewnego dnia po prostu pojawił się w szkole jest całkiem interesującym motywem. Szkoda że dostajemy lipną historyjkę, która tak naprawdę nie ma czasu się rozkręcić

tommaxresdefault

Manga jest znacznie lepsza

Druga opowieść to historia pewnego popularnego fotografa. Mężczyzna opętany jest przez pamięć o kobiecie, którą widział za młodu. Bohater udaje się więc w swoje rodzinne strony z nadzieją odszukania staruszki. Ku jego zdziwieniu spotyka dziewczynę wyglądającą dokładnie tak jak jego pierwsza muza. Przepiękną kobietą jest oczywiście Tomie, która wobec bogatego artysty ma swoje plany. Przez znaczą część tej sekcji mamy do czynienia z typowym romansidłem. Całość sprawdziłaby się znacznie lepiej gdyby była osobnym filmem lub widzowie nie mieliby pojęcia o tym kim jest Tomie.

Do trzech razy sztuka?

W trzeciej części Tomie jest zaręczona z jakimś frajerem, który dostaje za zadanie zabicie tajemniczego mężczyzny. Facet w płaszczu i przepasce na oku pojawiał się na chwilę w poprzednich dwóch odcinkach. Finał poświęcony jest jego historii i wytłumaczeniu co wiąże go z przeklętą dziewczyną. Opowieść ta może pochwalić się jednym z najgorszych zakończeń jakie miałem nieprzyjemność oglądać. Tragiczne CGI służy w nim do zaprezentowania nieśmiertelności Tomie w najgorszy z możliwych sposobów.

Problemem tej produkcji jest bez wątpienia jej pochodzenie. Coś stworzonego pod trzeciorzędną stację telewizyjną nie może spełniać wymogów jakie stawia się przed prawdziwym filmem. Sequel Tomie jest tego idealnym przykładem. Kiepskie aktorstwo połączone z lipnymi efektami specjalnymi, bijącą z każdej strony taniością i takim sobie scenariuszem. Efektem tego nie może być nic zadowalającego. Efektem finalnym czegoś takiego nie jest najgorszy film jaki w życiu widziałem. Szkoda bo to przynajmniej wyróżniałoby to filmidło z tłumu byle jakich produkcji zrobionych na odwal się.

TomieAnotherFace2

Wpadka

Pierwszy film z cyklu Tomie zauroczył mnie tym jak zbudowana była w nim atmosfera. Trochę dziwaczna muzyka połączona z dziwacznymi scenami i wolnym tempem całości budziła we mnie uczucie niepokoju. Elementy te są nieobecne w tej telewizyjnej szmirze. Nie wiem czy to efekt lipnego scenariusza, amatorskiego aktorstwa czy znikomego budżetu ale całość jest po prostu nie atrakcyjna. Trzem historyjkom brakuje jakiegokolwiek napięcia. Najlepiej w tej sytuacji wypada druga opowiastka. Jest w niej odrobina tajemnicy i ma najlepsze zakończenie.

Wydaje się że kluczem do całości jest główna bohaterka. Aktorka wcielająca się w Tomie jest całkiem ładną dziewczyną ale brakuje jej charyzmy. Na domiar złego ma ona irytujący głos, który przypomina mi laski starające się na siłę być kawaii/aegyo. Sprawia to że jest ona kompletnie niewiarygodna.

18098

Coś co ostatecznie pojawiło się jako film zatytułowany Tomie: Another Face to jeden wielki shit. Kiepski trzyodcinkowy serial zmontowany w film pełnometrażowy by wycisnąć kasę z osób, którym spodobała się pierwsza produkcja. Jest mi trochę smutno bo po tej tandecie nie mam już specjalnie ochoty oglądać filmy z cyklu Tomie. Obawiam się, że im dalej w las tym będzie gorzej. W każdym razie Tomie: Another Face to pierwszy niewypał Straszdziernika 2015. Inaczej nie da się określić filmu który w mojej opinii nie ma nawet jednego naprawdę pozytywnego elementu. Jak się nie trudno domyślić, zdecydowanie tego chłamu nie polecam.

Skowyt: Odrodzenie

Często zdarza mi się być krytykantem. Widzę jakiś film i staram się szukać na siłę dziury w całym. Wylewam na daną produkcję pomyje bo miałem zły dzień albo bo mi kromka chleba upadła masłem do dołu na dywan. Często zdarza mi się przesadzać ale w takich chwilach zazwyczaj pojawia się coś co przywraca mnie na ziemie. Może to być wizyta w KFC by przypomnieć sobie o pychocie jaką jest domowa kuchnia. Przypadkowe odpalenie radia ze współczesnymi „hitami” pozwala mi docenić muzę z lat 80. No i są też naprawdę złe filmy, które przypominają mi o tym, że jeśli coś oglądam bez chęci wydłubania sobie oczu to może nie jest to wcale taki crap. Skowyt: Odrodzenie

Wspominam o tym wszystkim bo po przypadkowym seansie filmu Skowyt: Odrodzenie jestem przekonany, że nic gorszego już mnie nie spotka podczas straszdziernikowych seansów. Każdy zarzut do poprzednich i nadchodzących projekcji zostaje automatycznie anulowany przez kupiastość tego szmelcu z 2011 roku. Wiem też że już nigdy więcej nie będę oglądał polskiej telewizji po północy.

Skowyt: Odrodzenie

Skowyt: Odrodzenie to któryś tam z kolei sequel starego horroru o wilkołakach. Całość zaczyna się atakiem jakiegoś stworzenie na bogu ducha winną kobietę. Oglądamy tą sekwencje z perspektywy bestii rozpruwającej kobietę w ciąży. Później akcja przenosi się w18 lat po tyh wydarzeniach i poznajemy bohatera tej szmiry. Młody chłopak kończący liceum jest typowym filmowym frajerem. Ma kumpla filmowca, podkochuje się w dziewczynie łażącej ze sportowcem i jest obiektem kpiny. Wszystko jednak zmienia się kiedy koleś powoli zaczyna się przemieniać w coś innego. Wraz z wejściem w dorosłość nasz bohater staje się wilkołakiem. Jest on także elementem spisku likantropów. O tym właśnie opowiada ten strasznie kiepski film.

Całość od strony fabularnej nie wydaje się taka kiepska. Niestety jest wręcz przeciwnie. Film jest zrobiony na klon tragicznej serii Zmierzch. Mamy jakieś pseudo emo lipne coś co wykorzystuje elementy z horroru do zrobienia film dla napalonych pań domu. Starsze kobiety marzące o związku z młodym i tajemniczym chłopakiem mogą się z tego dziwadła cieszyć. Ja mniej więcej co dwie minuty byłem zażenowany tym co działo się na ekranie i tym jak głupio zachowuje się każda postać. No chyba że każdy z bohaterów był świeżo po zabiegu lobotomii albo sporej dawce narkotyków.

Trudno jest mi doszukać się jakiegokolwiek elementu pozytywnego. Po prostu nie ma nic za co da się pochwalić ta produkcję. Leży wszystko po kolei. Od scenariusza przez aktorstwo aż po efekty specjalne i muzykę. Szokującym jest to, że twórcy najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy z tego jak kiepski film robią. Gdyby mieli świadomość stanu rzeczy to na pewno nie decydowali by się na tak pompatyczne i pseudo filozoficzne kwestie jakie wypowiadają prawie wszystkie postacie. Na serio tylko jacyś psychole po tygodniu filozofii w liceum mogliby wypowiadać takie bzdury jak nasz bohater.

Nie jest śmiesznie tylko żenująco. Co najgorsze brak strachu zostaje uzupełniony przez kompletne zero gore i potwory wyglądające jak gumowe kostiumy za 5 złotych. Na wet nie będę starał się na pisanie specjalnie dużo o tym chłamie bo każdy znak użyty w tym tekście to zmarnowane sekundy.

the-howling-reborn10

Nie często zdarza mi się obejrzeć tak okropny film jak Skowyt: Odrodzenie. Trudno ubrać słowa to jak kiepska jest ta produkcja. Bardzo niskobudżetowa wersja Zmierzchu wymieszana z lipnym serialem o nastolatkach. Horror pozbawiony jakiejkolwiek krzty napięcia i grozy nie jest nawet tak zły że aż śmieszny. Niestety lepiej byłoby oglądać jak na ścianie schnie krew wyciekająca z moich pozbawionych paznokci palców. Wtedy miałbym więcej krwi, gore i jednocześnie zdecydowanie lepszą rozrywkę niż przy tym czymś.

Niestety nie udało się mi nawet przetrwać tygodnia bez natknięcia się na crap. Oby dalsze straszdzienikowe seanse nie były tak tragiczne jak dzisiejszy koszmarek- Skowyt: Odrodzenie.

Piąty wymiar

Syzyf ma przewalone. Przez wieczność powtarza jedną i tą samą bezcelową czynność. Zawsze przegrywa gdy jest już o krok od sukcesu. Taka sytuacja musi wyczerpać człowieka nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Wszystko to w nagrodę za zbytnie cwaniakowanie i próbę pokonania śmierci. O bohaterze popularnego mitu wspomina jedna z bohaterek brytyjskiego horroru Triangle (Piąty wymiar). Czy oglądanie tego filmiku i opisywanie go w ramach straszdzienika jest koszmarem na miarę syzyfowej pracy?

Piątki i trójkąty

Fabuła Triangle na pierwszy rzut oka nie prezentuje się zbytnio interesująco. Mamy wodną wycieczkę grupy wkurzających postaci. Wszytko wydaje się trochę nudne. Później akcja trochę się rozkręca. Dziwaczna burza i pojawienie się tajemniczego statku dają początek tej trochę bardziej horrorowatej części filmu. Kiedy na pokładzie pojawia się zamaskowany morderca mamy lekki posmak slashera. Wszytko to jednak prowadzi do kilku całkiem prostych twistów i solidnego mind fucku. Nie chcę specjalnie spoilować tego elementu w tej sekcji ale powiem, że mamy zastosowany zabieg którego się nie spodziewałem.

Piąty wymiar to dość interesujący przypadek. Na film ten wpadłem przez rekomendację znajomych. Usłyszałem o wielkim mindfucku i przez 90% seansu starałem się go wykryć. Częściowo udało mi się odkryć bajerek jaki miał zaskoczyć widzów. Sam jednak popadłem w niemałą zagwozdkę. Do tej chwili nie jestem przekonany czy to co widziałem mi się podobało czy też po prostu wkręciłem się w dorabianie sobie teorii do tego co widziałem na ekranie.

triangle3

Spoilery

[spoil]Po wejściu na statek okazuje się, że dochodzi do trochę dziwnego zjawiska, gdzie grupa naszych bohaterów zostaje mordowana przez tajemniczą postać. Postacią tą okazuje się główna bohaterka. Szybko okazuje się, że na pokładzie statku dochodzi do jakiejś anomalii czasowej. Co kilkanaście minut pojawiają się na nim ci sami rozbitkowie. Bohaterka powoli odkrywa że uwolnienie się od piekła niekończącej się pętli wydarzeń wymaga zamordowania pozostałych i zostanie zabitym przez siebie samą. Efektem tego jest powrót do świata żywych. Twistem jest tu jednak to, że niczym w Dniu Świstaka kobieta powtarza cały cykl po raz kolejny. Przyczyną tego jest śmierć jej syna, do której to doszło rankiem przed wyruszeniem w podróż. Możemy domyślić się, że kobieta w nieskończoność wyrusza na tajemniczy statek i wielokrotnie zabija swoich przyjaciół by resetować dzień i spróbować uratować dziecko. [spoil]

triangle-melissa-george

Zaskakująco dobry film

Omawiany tym razem film jest dość interesującym przypadkiem. Z jednej strony mam wrażenie że mamy do czynienia z taką sobie produkcją. Filmem pozbawionym wgniatających w fotel elementów. Czymś co żeruje na próbie utworzenia jakiejś wielkiej tajemnicy i mitologii, która ma nie tylko zaskoczyć ale i zainteresować widza. Z drugiej jednak strony ten zabieg wychodzi zaskakująco dobrze. Mamy niby jakiegoś tam mind fucka ale tego typu rzeczy we współczesnym kinie jest na pęczki. W wypadku Triangle szukanie drugiego dna jest fascynujące. Jest to efekt tego, że film nie ma klasycznej struktury. Nie dość że wydarzenia nie są ukazane nam po kolei to na dokładkę całe sekwencje są w tej produkcji nieobecne. Film ten przypomina pudełko puzzli, które musimy sobie sami ułożyć żeby otrzymać jakąś całość. Jednoczenie widz nie wciągnięty we wszystkie bajery dostaje coś dostatecznego. Historyjkę z lukami która jednak broni się twistowym zakończeniem.

Triangle staje się fascynujące dzięki temu jak poprowadzono w tej produkcji fabułę. Zdecydowano się na trochę szalony pomysł zostawienia w całości dziury. Widz musi sobie samemu rozpracować pewne elementy. Jednocześnie twórcy pozostawili część rzeczy do interpretacji widza.

Melissa-George-Triangle

Zdecydowanie warto

Muszę przyznać, że Piąty wymiar jest całkiem miłym zaskoczeniem. Całość rozkręca się trochę powoli ale efekt końcowy wynagradza cały czas spędzony przy tej produkcji. Nie jest to może specjalnie straszny horror i nie ma tutaj ani odrobinki gore. Solidna historyjka z fajnym twistem rekompensuje na brak krwi i zero strachu. W przypadku tego filmu jestem zdecydowanie na tak i mimo pewnych zastrzeżeń mogę polecić go każdemu kto w trakcie straszdziernika szuka odrobiny rozkminy.

triangleumblr_meskx3uGef1qkw9npo1_500

Mam nadzieję, ze podczas pozostałych seansów natrafię na więcej perełek pokroju Triangle. Filmy o których nigdy wcześniej nie słyszałem ale po obejrzeniu ich z chęcią będę je polecał innym.

Swoją drogą czemu angielski tytuł Triangle przetłumaczono na Piąty wymiar? Rozumiem cele marketingowe i tak dalej. Jednak polski tytuł tej produkcji mocno spoiluje jej tematykę.

Ukryty Wymiar

Paul W.S. Anderson należy do długiej listy ludzi, którzy mnie wkurzają. Koleś nakręcił prawdopodobnie najlepszy film bazujący na grach wideo – Mortal Kombat. Jest on także jedną z przyczyn zdecydowanego pogorszenia się cyklu Resident Evil. Dlatego też do oglądania Ukrytego Wymiaru podchodziłem ze sporą dawką niepewności. Półtorej godzinny seans filmowy nie rozwiał jednak moich wątpliwości.

Ukryty Wymiar to horror science fiction opowiadający o tym co może się stać, gdy ludzkość opanuje nie tylko podróżowanie w kosmosie ale i pomiędzy wymiarami.

Wszystko zaczyna się od zaginięcia statku kosmicznego, który brał udział w tajnej misji rządowej. Po kilku latach zniknięcia statku wysyła on sygnał ratunkowy. Twórca maszyny wraz z grupą ratowników wyrusza aby sprawdzić co stało się jego działem. Podróż do celu nie przebiega bezproblemowo jednak koniec końców ekipa dociera na pokład. Na miejscu okazuje się, że nikt z załogi nie przetrwał dziewiczej podróży związanej z eksperymentem. Tak zaczyna się horror ratowników. Film według zamiarów twórców miał być czymś w stylu Lśnienia w kosmosie. Mamy grupkę ludzi odizolowaną od całego świata w miejscy, które wydaje się być przesiąknięte złem. Każdy powoli wariuje i staje się zagrożeniem dla reszty. Szkoda, że dość kiepsko zrealizowano ten pomysł.

Niestety 90 minut to zdecydowanie zbyt mało czasu by w zadowalający sposób poprowadzić cała historię. Całość została poprowadzona z trochę zbyt dużym tempem. Mamy mniej więcej jedną czwartą filmu poświęconą poznawaniu postaci. Później jest budowa napięcia i niezadowalające zakończenie. Finał został zrealizowany bardzo lipnie i nie do końca pasuje on do reszty. Jest to efekt dostosowywania całości pod gusta widzów. Podobno nakręcono trzy zakończenia i zdecydowano się na to które najbardziej pasowało popcornożercom. Ubolewam nad tym bo pierwotna koncepcja tego, że inny wymiar do którego trafił statek jest piekłem wydawała mi się całkiem interesująca. Ostatecznie jest coś bardziej „tajemniczego” co jednak moim zdaniem sprawia, że całość jest po prostu kolejnym horrorem w kosmosie. Mógłby być interesujący wariant historyjki z Dooma ale mamy sztampowe niewytłumaczalne coś co odpowiada za zło.

Z tego co mi wiadomo większość zarzutów jakie mam do filmu rozwiązana byłaby przez wydanie wersji reżyserskiej filmu. Podobno Paul W.S. Anderson nakręcił zdecydowanie dłuższy, brutalniejszy i straszniejszy film, który został pocięty tak by trafić do jak największej ilości widzów. Niestety film nigdy nie pojawił się w żadnej rozszerzonej edycji i można jedynie spekulować o ile lepiej by się go oglądało.

Całość sprowadza się do tego, że nasza ekipa ląduje na statku, który w pewnym sensie ożył. Podróż przez inny wymiar sprawiła, że na pokład dostało się jakieś zło czy tam chaos. Przyczyniło się ono do sadystycznej orgii połączonej z mordem. W jej efekcie wszyscy członkowie oryginalniej załogi statku zginęli. Teraz „ożywiona” maszyna szuka nowych ludzi na kolejny rejs do innego wymiaru. W tym celu testuje ona wszystkich członków grupy ratunkowej. Ich podatność na chaos i zło zostaje sprawdzona. Efektem tego jest śmierć kilku z bohaterów i szaleństwo w jakie popada doktor grany przez znanego z Jurassic Park Sama Neilla. Zostaje on opętany przez zło i wykonuje polecenia statku. Koniec końców większość z ratowników ginie ale udaje się zniszczyć znaczną część maszyny.

Warto zwrócić uwagę na to, że całkiem dobrzy aktorzy Sam Neill i Laurence Fishburne odwalają chałturę. Rozumiem że uważali ten film za głupkowaty horrorek ale chyba wzięli sobie to zbytnio do serca. Zwłaszcza Sam Neill zdrowo przesadza i sprawia że w paru momentach po prostu się zaśmiałem. Niezbyt przekonywujące postacie nie pomagają w niczym. Mamy doktorka który rozmyśla dużo o swojej żonie i tym, że nie poświecą jej czasu. Boss ekipy ratunkowej obiecał sobie, że już nigdy nie straci nikogo ze swoich ludzi. Dowiadujemy się także jeszcze czegoś o jednej z bohaterek. Ma ona dzieci i nie będzie mogła spędzić z nimi świąt. Niestety charakteryzacja naszych bohaterów jest bardzo uproszczona i wszyscy są pozbawieni jakiejkolwiek głębi. Ni żeby to był jakoś bardzo ważny element ale wydaje mi się, że Ukryty Wymiar starał się być horrorem psychologicznym. W takim wypadku złożeni bohaterowie stają się atutem.

Poza narzekaniem jest też kilka pozytywów o których to chciałbym wspomnieć. Po pierwsze część filmu mająca za zadanie budowanie napięcia była interesująca. Błąkanie się po pustych korytarzach statku w poszukiwaniu wytłumaczenia tego co stało się z oryginalną załogą wyszło całkiem dobrze. Drugim pozytywem są elementy gore. Mamy sporo interesujących i naprawdę koszmarnych patentów. Niestety zobaczenie ich wymaga pauzowania filmu. Wszystkie „najlepsze” elementy pojawiają się na ekranie przez ułamek sekundy.

Event Horizon to przykład zmarnowanego potencjału. Film ma kilka naprawdę niezłych scen i interesujących pomysłów. Do tego dobrzy aktorzy i solidna scenografia. Szkoda tylko, że suma tych elementów jest taka sobie. Ukryty Wymiar jest po prostu średniakiem, który może pochwalić się kilkoma scenami i niczym więcej. Moim zdaniem jest to film do obejrzenia w telewizji kiedy nie mamy nic lepszego do roboty. No chyba że ktoś jest maniakiem horror science fiction. Wtedy film ten wypada znacznie lepiej niż wielu konkurentów.

Tomie

Tomie to film, którego obejrzenie zajęło mi chyba rekordową ilość czasu. Za film ten zabrałem się po raz pierwszy prawie dekadę temu. Z tych czy innych powodów mimo wielu prób nie mogłem go nigdy obejrzeć do końca. Nadeszła jednak pora Straszdziernika i pokonałem wszelkie trudności (czytaj lenistwo). Pytaniem pozostaje czy warto było odkopywać tą produkcję?

Na podstawie mangi mistrza grozy

Tomie to film bazujący na komiksie autorstwa mojego ulubionego mangaki. Junji Ito jest jednym ze współczesnych mistrzów horroru i zawsze z wielką chęcią sięgam po wszystko sygnowane jego nazwiskiem. Tomie to cykl komiksów i filmów o młodej dziewczynie – Tomie Kawakami. Produkcje te to zazwyczaj oddzielne historie budujące jedną wielką legendę na temat dziewczyny.
Tak też jest w przypadku tego filmu z 1998 roku. Opowiada on osobną historię, która wydaje się być kontynuacją pierwszego opowiadania na temat przeklętej dziewczyny. Znajomość komiksu nie jest jednak wymagana aby obejrzeć ten dziwaczny film.

tomie-scene-1

Mocny początek

Całość zaczyna się spacerkiem dziwacznego mężczyzny przez ruchliwe ulice japońskiej metropolii. Facet w reklamówce trzyma czyjąś zdaje się żywą głowę. Takie otwarcie daje nam znać o nadprzyrodzonych elementach tej produkcji. Później poznajemy bohaterkę filmu i powoli zaczynamy rozpracowywać tajemnicę. Nasza bohaterka imieniem Tsukiko – cierpi na amnezję i nie może sobie przypomnieć trzech miesięcy ze swojego życia. Ma to znacznie bo dziewczyna może wiedzieć coś na temat morderstwa niejakiej Tomie Kawakami, które to otoczone jest masą tajemnic. Wielu z kolegów uczennicy albo zwariowało albo popełniło samobójstwa.

Jakby tego było mało w rejestrach policyjnych począwszy od 1860 roku odnaleźć można masę przypadków w których pojawia się Tomie Kawakami. Mamy więc wątek amnezji i chęci poznania prawdy na temat tajemnicy o Tomie. Do tych dwóch kwestii dochodzi jeszcze trzecia moim zdaniem najdziwniejsza. Chodzi o chłopaka z głową w siatce na zakupy. Okazuje się, że jest on sąsiadem Tsukiko. Te trzy elementy budują całość i powoli prowadzą ją do trochę zakręconego zakończenia.


Okazuje się, że głowa z reklamówki należy do Tomie, która powoli regeneruje swoje ciało i w przyśpieszonym tempie odradza się. Tsukiko była świadkiem rzezi w której to Tomie straciła swoją głowę (lub jak kto woli resztę ciała). Demoniczna dziewczyna nienawidzi naszej bohaterki i torturuje ją. Wszystko to kulminuje w kolejnej dekapitacji i śmierci, które to w przypadku Tomie stają się normą. Tsukiko wraz z chłopakiem starają się pozbyć ciała co nie zdaje się na wiele. Na koniec mamy konfrontacje dwóch kobiet, która kończy się sceną wprost z surrealnego filmidła. Dziewczyny się całują po czym Tomie zostaje podpalona. To jednak ciągle nie jest koniec tej historii. Zakończeniem jest fragment z radosną i cieszącą się życiem Tsukiko, która odkrywa że powoli zaczyna przypominać Tomie.

jh12

Jestem pod wrażeniem

Po obejrzeniu filmu człowiek ma całkiem sporo pytań i szuka wytłumaczenie dla wielu dziwnych zdarzeń. Odpowiedzi znajdują się w mandze i pozostałych 8 (!!!) filmach. Powinienem pewnie skrytykować takie coś ale nie zrobię tego tym razem. Po pierwsze ta produkcja sama w sobie jest interesująca i można ją potraktować jako taki lekki mindfuck. Brak znajomości całej legendy na temat Tomie nie odbiera nic z wrażeń towarzyszących projekcji. Dodatkowo jak już wspominałem całość jest tak stworzona by serwować nam raczej odrębne minimalnie ze sobą powiązane historie. Coś w rodzaju ustnego przekazu opowiastek na temat Tomie. O wszystkim tym będzie jednak okazja przekonać się podczas kolejnych Straszdziernikowych seansów.

To co jest moim zdaniem najmocniejszym elementem całej produkcji to muzyka. Nie ma tu jakichś brzmień budzących grozę ale raczej coś co przypomina rzeczy, które można usłyszeć w radiu. To w połączeniu z tym co się dzieje na ekranie daje naprawdę solidny efekt. Utwór otwierający film to taka muzyczna podróż na LSD. Jest w nim coś hipnotyzującego i niepokojącego. Idealnie wprowadza on do samego filmu, który to nie jest typowym horrorkiem. Po zapoznaniem się z soundtrackiem tej produkcji mam wrażenie, że będzie on towarzyszył moim najdziwniejszym koszmarom i przyczyni się do kolejnych nieprzespanych nocy.

p3tvkdHGZ

Tomie jest filmem, który naprawdę powoli się rozkręca. Całość trwa około 90. minut i przez znaczną część tego czasu mamy budowanie atmosfery i skupianie się na postaciach. Poznajemy lepiej Tsukiko i jej problemy. Mamy okazję wysłuchać policjanta opętanego kwestią morderstw z jakimi powiązana jest Tomie. Wszystko to może wydawać się trochę monotonne ale idealnie spełnia swoją rolę. W ten sposób mamy zaprezentowany całkiem zwyczajny świat, w którym pojawia się jeden nadnaturalny element. Dzięki temu powstaje dziwny ale jednocześnie fascynujący klimat czegoś na pograniczu snu i jawy.

Ukryty skarb z epoki VHS

Tomie to taka trochę niskobudżetowa produkcja dla koneserów japońskich horrorów ery VHS. Film momentami nudny, bez scen grozy czy popularnego obecnie gore. Mi jego atmosfera jednak przypadła do gustu. Rytm ten produkcji jest trochę hipnotyczny i przypomina mi kilka dziwnych sytuacji jakie doświadczyłem mieszkając w różnych miastach Azji. Uważam, że warto zainteresować się tą pozycją i dać jej szansę mimo powolnego tempa akcji i braku efektów specjalnych. Tomie podobnie jak tytułowa bohatera potrafi w dziwaczny sposób zauroczyć człowieka.

tomietumblr_lzh60rsD2p1r7rtiio1_500

Muszę przyznać, że jestem pod olbrzymim wrażeniem i teraz po prostu muszę sprawdzić całą resztę cyklu. Tomie podobnie jak przedwczorajsze Hagane (dziewczyna w worku) jest przykładem tego za co kocham Japońskie filmy. Nie mogę doczekać się kolejnych perełek jakie przyniesie ten miesiąc.

Prince of Darkness

John Carpenter ma w swoim dorobku masę genialnych filmów. Jest on twórcą jednego z najlepszych horrorów jakie kiedykolwiek powstały. To zaskakujące jak wiele dobrych filmów zaserwował nam ten człowiek orkiestra ( reżyser, scenarzysta, muzyk). Dlatego też z chęcią chciałem zobaczyć Księcia Ciemności – drugi film z apokaliptycznej trylogii Carpentera.

prince-of-darkness.jpg

Ciekawy pomysł

Film opowiada ( w trochę nieudolny sposób) o grupie naukowców badających dziwaczny artefakt. Przedmiot znajdujący się w pewnym kościele ma stanowić olbrzymie zagrożenie dla ludzkości i tylko grupa fizyków i chemików może sprawić, że świat uwierzy w istnienie szatana. Tak w największym skrócie da się streścić to o co chodzi w tym filmie. Mamy naukowców badających i starających się znaleźć logiczne wytłumaczenie dla mistycznych i religijnych zjawisk powiązanych z prawdopodobny końcem świata. W teorii brzmi to całkiem dobrze ale w praktyce kompletnie nie wychodzi. Szkoda bo zamiast skupić się na tej kwestii tracimy wiele czasu na bliższe poznanie bohaterów. Zabieg ten jest jednak bezcelowy bo o nie dowiadujemy się nic specjalnego o żadnym z naukowców czy księdzu, który współpracuje z grupą. Mamy za to kilka interesujących scen gore i napięcie budowane od samiuśkiego początku filmu. Niestety na koniec zamiast eksplozji mamy tylko pierdnięcie zostawiające po sobie brzydki zapach.

Jestem zszokowany jak kiepski scenariusz wyszedł spod pióra mistrza grozy jakim niewątpliwie Johna Carpenter jest. Najciekawsze pomysły są tylko napomknięte by tracić cenne minuty na pierdoły i bezcelowe przynudzanie. Wszystkie postacie są strasznie sztuczne i nie przekonywujące. Trudno zrozumieć motywacje ich postępowania. Pomijam już kompletny brak charyzmy duetu głównych bohaterów.

617772a657692db1eb6c4a51796583c0

Najbardziej wkurzały mnie totalnie durne dialogi jakimi sypią postacie. Mamy na przykład Azjatę wygadującego bardzo głupie teksty za które otrzymuje przydomek dupka. Są koszmarne pseudo romantyczne gadki pomiędzy dwójką głównych bohaterów. Co chwile zapalała mi się w głowie lampka „ nikt w ten sposób nie mówi”. Efektem tego jest to, że nie kibicujemy żadnej postaci i ich zgony nas nie specjalnie obchodzą. Nawet dopingowałem tym złym żeby jeszcze kogoś nadziali na rower. Z mojej perspektywy scenariusz jest jednym wielkim niewypałem. No chyba że chodziło o odstawienie ciekawego pomysłu na dalszy plan i stworzenie jakieś satyry amerykańskiej społeczności naukowej lat 80. To mogłoby być jedynym usprawiedliwieniem dla tego jak zachowuje się większość zaprezentowanych w filmie postaci.

fullwidth.4ed80101

Klimacik

Prince of Darkness ma dwie duże zalety. Pierwszą z nich jest niepowtarzalny klimat. Od samego początku muzyka i obraz budują ciężką atmosferę zbliżającego się końca dni. Niektóre sceny są bardzo dziwne i nakręcone w interesujący sposób. Najlepszym przykładem tego są „sny”, które powstały poprzez nakręcenie obrazu emitowanego przez telewizor. Daje im świetny efekt budujący jeszcze bardziej uczucie tego że coś jest po prostu nie tak. Dziwaczne sceny które mogą być przesycone symboliką lub powalone dla samego efektu dają widzowi poczucie odrealnienia tego co dzieje się na ekranie. Przykładem tego może być jedna z postaci, która podrzyna sobie gardło. W chwilę po tym słyszymy coś pomiędzy płaczem a śmiechem i oglądamy jak bohater przygląda się własnemu obliczu w lustrze.

Coś co byłoby w innym filmie zwykłym gore tutaj staje się czymś w stylu dobrowolnie oglądanego koszmaru. Miałem wrażenie podglądania czyichś powalonych snów. Drugą trochę bardziej subiektywną kwestią jest pomysł na fabułę. Po pierwsze naukowe wytłumaczenia kwestii religijnych wydaje się bardzo interesujące. Nigdy bym nie wpadł na to że prorocze sny mogą być cząsteczkami materii wysyłanymi do nas z przyszłości. Nie wymyśliłby także, że Jezus miałby być kosmitą, który przybył na ziemię w celu ostrzeżenia ludzkości przed zagrożeniem. W filmowej teorii naukowe przesłania miałyby być źle zrozumiane przez prostych ludzi co przyczyniłoby się do powstania kultu naukowca i owianie jego badań i działań magią i mistycyzmem. Fascynujący pomysł zostaje jednak sprowadzony do kilku zdań napomkniętych w jednej scenie. Straszna szkoda bo rozwiniecie tych kwestii mogłoby zdecydowanie pomóc temu filmowi.

williesprinceofdarkness

Te dwa elementy zdecydowanie uratowały projekcję Księcia Ciemności. Pozwalają one zapomnieć o durnych tekstach, najmniej sympatycznych postaciach w historii kina i bezsensownej fabule. Film ten jest taką małą uczta audiowizualną. Jeden z najlepszych soundtracków w których maczał palce Carpenter połączony z masą interesujących obrazów rekompensuje braki Szkoda tylko że te rzeczy zostają zmarnowane na trochę lipny scenariusz.

tumblr_mmdnayBsSh1qdlvg6o1_500

Nie do końca usatysfakcjonowany

Może to tylko moje zbyt wygórowane oczekiwania? Kilka dni temu przez przypadek złapałem The Thing w telewizji. Któryś tam już seans z tą produkcją a nadal jestem pod olbrzymim jej wrażeniem. Po kolejnym filmie od tego samego twórcy spodziewałem się tego samego poziomu. Niestety zawiodłem się i w pierwszej chwili chciałem po prostu zjechać ten film od góry do dołu nie patrząc nawet na rzeczy które mi się spodobały. Na szczęście kubek herbaty i chwila oddechu sprawiły że się uspokoiłem
Książe Ciemnosći nie jest najgorszym filmem za którym stoi John Carpenter. Niestety nie jest to też film którego oczekiwałem. Myślałem, że bycie pomiędzy The Thing a (horrorowa trylogia apokalipsy Carpentera)gwarantuje jakość. Niestety produkcja ta leży od strony fabuły i bohaterów, broniąc się od lipy jedynie klimatem i kilkoma niezłymi pomysłami. Mam nadzieję że kolejny film nie wzbudzi we mnie tylu negatywnych emocji. Dodatkowo powinienem oglądać te filmidła trochę wcześniej. Pisanie o północy jest straszną męczarnią.

Unholy Women

Mam słabość do „straszakowych” antologii. Uważam że ten sposób prezentacji grozy sprawdza się idealnie. Zestawienie kilku krótszych opowiastek daje twórcom całkiem sporo możliwości. Co ważne nawet jeśli jakiś pomysł nie przypadnie mi do gustu to mam przed sobą jeszcze dwie lub trzy opowiastki. Dodatkowo ograniczona ilość czasu czy stron sprawia, że zazwyczaj mamy do czynienia z opowiadaniem czy filmem bez dłużyzn. Zbiory tego typu często mają interesujący motyw przewodni. Do moich ulubieńców należy Unholy Women znane także pod oryginalnym tytułem Kowai Onna (コワイ女 ). No bo czy tak naprawdę można w życiu spotkać coś bardziej tajemniczego i mrożącego krew w żyłach niż kobiety?

Trzy historie o złych kobietach

Unholy Women to trzy półgodzinne filmy grozy skupiające się na kobietach. Nie są one ze sobą połączone i skupiają się na różnych aspektach grozy. Mamy standardową opowiastkę o długowłosych duchach, dziwadło wprost z kosmosu opowiadające o kobiecie w worku i historyjkę o klątwie. Całość to 60 minut całkiem dobrego i wykręconego horroru plus 30 minut smętów pogarszających odbiór tego filmu.

Rattle, Rattle

Na pierwszy ogień idzie Rattle, Rattle (カタカタ) czyli grzechot. W tym filmie główna bohaterka spotyka się z mężczyzną, który jest w związku małżeńskim. Bohaterka po spotkaniu ze swoim kochankiem ulega bardzo dziwnemu wypadkowi. Pierw spada na nią kolczyk by po chwili zostać powaloną przez coś zdecydowanie większego. Kiedy kobieta dochodzi do siebie zaczyna widzieć podejrzenie osoby i ma wrażenie, że ktoś ją prześladuje. Tak zaczyna się najstraszniejsza noc w jej życiu.

560full-unholy-women-screenshot

Film ten jest w pewnym sensie satyrą na sztampowe wątki wielu horrorów. Mamy różne wytłumaczenia dziwnych zdarzeń, które często pojawiają się w innych produkcjach. Przez to reżyser bawi się trochę z naszymi oczekiwaniami. Daje to dość interesujący efekt i niespodziewane zakończenie historii. Nie ma ono jednak większego sensu i trudno jest je wytłumaczyć w jakiś logiczny sposób. Wiele osób zostanie przez to odrzuconych ja jednak widzę w tym coś wspaniałego. Dziwne/przerażające wydarzenie na które po prostu nie ma jakiegoś logicznego wytłumaczenia. Jest to na pewno lepsze od alternatywy w postaci historii o duchu czy klątwie, które powstały w wyniku złości, cierpienia i standardowego horrorwego przynudzania. Może jestem odosobniony w takiej postawie ale uważam, że nie dorabianie ideologii do funkcjonowania duchów, potworów i demonów czyni je nie tylko straszniejszymi ale bardziej interesującymi. Możliwości spekulacji i interpretacji stają wtedy przed nami otworem. Wspomnieć należy także o kilku naprawdę mrożących krew w żyłach momentach i „interesującym” wyglądzie bestii.

1172547627_sherrymcchen

W każdym razie film bawi się z nami w naprawdę interesujący sposób. Pierw myślimy, że nasza bohaterka goniona jest przez żonę kochanka. Później pojawia się cały wątek o duchach. Jest mała dziewczynka, która zginęła w pobliżu. Bohaterka miałaby jakoby naprzykrzyć się duchowi matki, która popełniła w tym miejscu samobójstwo. Dalej jest jeszcze wstawka w stylu „ wszystkie wydarzenia były tylko snem” po wypadku. Na naszą bohaterkę ktoś spadł i fragmenty jego ciała utkwiły w niej. Na zakończenie okazuje się, że kobieta stała się zabawką jakiegoś potwora, który (chyba) ma jakąś władze nad czasem bo kobieta spadła sama na siebie. Tadam! Mamy zakończenie typu WTF, które jest zbyt przesadzone i tylko udowadnia, że całość ma być satyrą gatunku.

Hagane

unholy1

Drugą historią jest mój faworyt – Hagane (鋼), które znaczy stal. Jest to prawdopodobnie najdziwniejsza i najbardziej surrealistyczna komedia romantyczna jaka kiedykolwiek powstała. Inaczej nie da się określić filmu o romansie pomiędzy młodym chłopakiem a dziewczyną w worku zakrywającym większość jej ciała. Jest to bardzo zakręcony film łączący sympatyczne sceny pierwszej miłości z groteskowymi elementami. Całość jest jednocześnie fascynująca i trochę przerażająca. Pierwsze sceny gdy główna bohaterka przy kakofonicznych dźwiękach rodem z pierwszego Silnet Hill napiera swoim ciałem na metalową siatkę dają nam do zrozumienia z jakim filmem mamy do czynienia. Przez pół godziny zostajemy zaproszeni do dziwnego świata wywodzącego się ze snów. Wszystko jest prawie takie jak w normalnej rzeczywistości. Daje to naprawdę świetne wrażenie.

UnholyWoman07866613-04-51

W trakcie trwanie tego segmentu obserwujemy dziwaczny związek pomiędzy młodym chłopakiem a dziewczyną w worku. Mamy randki zaloty, próby morderstwa, okładanie kogoś metalową rurką i inne fetysze. Kulminacją jest scena mająca być czymś w rodzaju stosunku płciowego. Jej finałem jest jednak zgon partnera kobiety. Scena ta kojarzy mi się trochę z tym co wiem o zachowaniach godowych modliszek czy innymi „robalami”, gdzie samiec praktycznie dobrowolnie idzie na śmierć. Potwierdza to tylko twierdzenie, że facet zrobi wszystko żeby „zaruchać”.

Całość można interpretować jako komentarz o seksie i dojrzewaniu do pierwszego stosunku płciowego. Jednak nawet bez analiz i szukania jakiegoś drugiego dna czeka nas zakręcona jazda bez trzymanki. Komuś może nie spodobać się trochę powolne tempo całości ale ono moim zdaniem dodaje wszystkiemu uroku. Oglądanie scen rodem z durnych romansideł dla nastolatek byłoby pewnie męczarniom. Jednak robi się interesująco kiedy zamiast zakochanej w lipnych wampirach dziewczyny mamy chodzący worek, który może być potworem.

Hagane jest powodem dla którego chciałem ponownie obejrzeć tą antologię. Jest to produkcja która siedzi gdzieś głęboko w mojej głowie. Nie tylko dlatego że podczas oglądania tego cudeńka miałem pewne skojarzenia z Silent Hill. Chodzi raczej o pewne dziwaczne i trochę hipnotyczne sceny potwora zachowującego się w sposób podobny do zakochanej nastolatki.

The Inheritance

unholywomen_02

Niestety po dwóch naprawdę solidnych i co najważniejsze interesujących filmach dostajemy zakalca. Nie chcę uprzedzać faktów ale powiem że ostatnia historyjka nie należy do moich ulubionych. The Inheritance (うけつぐもの) opowiada o kobiecie wracającej do swoich rodzinnych stron. Matka wraz ze swoim małym synkiem powraca do domu z lat swojego dzieciństwa by zaopiekować się babcią dzieciaka. Pomiędzy obiema kobietami istnieje wiele złej krwi i współżycie pod jednym dachem nie wychodzi im najlepiej. Dodatkowo dom pełen jest złych wspomnień związanych z zaginięciem brata bohaterki. Matka z czasem zaczyna zachowywać się coraz dziwniej a my dowiadujemy się więcej o pewnej klątwie trapiącej rodzinę.

Problemem tej historii jest jej sztampowość. Nie ma w tym nic złego ale po prostu wypada ona blado w porównaniu z dwoma zaskakującymi opowieściami z wcześniejszej porcji filmu. Na dokładkę podczas oglądania ostatniego segmentu towarzyszyło mi uczucie deja vu. Jestem przekonany, że widziałem już jakiś film, czytałem książkę lub słyszałem opowieść o dokładnie takiej samej fabule jak ta zaprezentowana w tym filmiku.

Ciekawy pomysł na antologię

Antologia poświęcona kobietom wydaje się całkiem ciekawym pomysłem. Zawsze jest to jakieś odstępstwo od dziewczynek duchów i innych straszaków z jakimi Japonia jest kojarzona. Po części z tego powodu trudno mi obiektywnie ocenić Unholy Women. Kiedy pierwszy raz zasiadałem do tego filmu miałem pewne określone oczekiwania. Zostały one wywalone już podczas pierwszego segmentu. Druga część należy do raczej wąskiego grona rzeczy które zapamiętam prawdopodobnie do śmierci. Ma to o tyle duże znaczenie, że dziury w moim mózgu uniemożliwiają mi zapamiętanie imion znajomych czy nazw miejsc w których byłem. Obraz całości zostaje trochę popsuty przez trzecią część. W moim odczuciu jest ona zbyt nudna i nijaka przez co na zakończenie seansu jesteśmy zmęczeni i pamiętamy głównie szłaby finał.

tumblr_lzaae7Eu0d1r7w10go1_r2_500

Raczej warto sprawdzić

Unholy Women obejrzałem po raz pierwszy prawie 10 lat temu. Do dzisiaj jednak dobrze pamiętam dwie z trzech zaprezentowanych historii. Świadczy to całkiem dobrze o jakości tej antologii. Muszę też przyznać, że Hagane czy jak kto woli „kobita w worku” to jeden z najciekawszych i najbardziej fascynujących pomysłów jakie miałem okazję obejrzeć. Jest w tej historyjce coś magicznego co mnie do niej przyciąga. Dlatego też polecam obejrzenie tego filmu. Najlepszym wyjściem jest obejrzenie tylko pierwszych dwóch historii lub skupienie się na samym Hagane.

tumblr_mvjcep1vq61qh74l3o4_500

Wybór Kowai Onna na pierwszy film Straszdziernika 2015 był celowy. Po pierwsze korciło mnie do tego by kolejny raz obejrzeć tą antologię. Mam wrażenie że jest to raczej mało znany straszak i chciałbym by sytuacja ta uległa zmianie. Dodatkowo wybranie filmu który już kiedyś widziałem uratowało mnie przed trafieniem na kompletny crap, który zniechęci mnie do całej zabawy. Mam nadzieję, że jutrzejszy film będzie przynajmniej na podobnym poziomie jak ta produkcja. Wtedy przetrwanie całego miesiąca oglądania horrorów nie będzie zbyt wielkim problemem.